Regulamin bloga:

1. Notki zamieszczane będą co tydzień, jeżeli leniwa strona Harushi nie będzie się odzywać.
2. Wszelkie komentarze zawierające wulgaryzmy i spam, będą usuwane.
3. Krytyka, owszem, ale tylko konstruktywna.
4. Jak większość osób piszące f-f o SK, kieruję się anime, ale nie mordujcie, jeżeli wmiesza się co nieco z mangi.
I na końcu, życzę miłej lektury. ;)

sobota, 10 września 2011

5. Death Valley.

Dziewczęta szybowały wśród obłoków już na tyle długo by móc się zdrzemnąć. Annie nie przeszkadzało to, iż Mattie śpi oparta na jej ramieniu. Połączyła je tęsknota za ważnymi dla nich osobami i strach o ich życie. Blondynka powiedziała sobie: dość. Przecież nie może wiecznie żyć na pół etatu i zachowywać się tak, jakby Yoh nie był w śpiączce tylko już umarł. Dlatego jej charakter wracał do normy. Jednak Matilda, która dopiero dowiedziała się o stanie Hao, znajdowała się w głębokiej rozpaczy. Bo co bez niego by robiła na tym świecie? Nieważne, że on może utracić swoją moc, zmienić swój światopogląd. Ważne jest tylko to, aby żył. Bo gdyby nie... Ma jeszcze Kannę i Marie, ale to nie to samo. Bez Hao pozostanie to puste miejsce w jej sercu, którego przyjaźń dziewczyn nie będzie w stanie zapełnić. Kanna i Marie sprawiały wrażenie, jakby bardziej martwiły się o Mattie niż o stan Hao. W końcu on zawsze wychodził cało z opresji. A ich przyjaciółka nie zachowywała się normalnie. Nigdy bowiem nie widziały jej w tak złej kondycji. Zawsze wesoła, żywa i potrafiąca przygadać dziewoja ze złowieszczym błyskiem w oczach zmieniła się w zdołowaną i zapłakaną dziewczynę z cieniami pod czarnymi oczami z posklejanymi rzęsami od perłowych łez. Ale teraz, gdy spała, wydawała się taka spokojna. Matilda poruszyła się niespokojnie we śnie, a Nikita westchnęła. Wiedziała, jak się teraz czuła członkini Hana-Gumi i nie życzyła tego nikomu. Sama miała wzgląd w jej myśli, odczucia i samo to, było bolesne. Nie pozwalało to jej się skupić nad szczegółowym położeniem brata. Ona również okropnie martwiła się tym, że on może nie żyć. Miała go okazję poznać i widziała, jak dwie dusze się gryzą: jego własna i Wielkiego Złego. Niestety, większą część zajęła ta druga, ale Haosiowa dusza też się czasem odzywała. To było często wtedy, kiedy zbierał sobie kompanów. Tworzyło to tak udany miszmasz, że pierwowzór Asakury nie miał nic przeciwko temu. Najgorzej było w nocy. Często miewał koszmary, a jeśli ich nie miał, dręczyło go poczucie winy. I to tak wielkie, jakiego nikt nigdy nie miał. Nikki skierowała Ducha Powietrza na Kalifornię. Niedługo miały być na terenie Death Valley, a ona nadal nie ma pojęcia, gdzie konkretnie może przebywać osłabiony Hao. Jeśli powie że nie wie, Mattie i Anna pogrążą się w depresji, a bratu coraz bliżej do nieistnienia. Trudno, będą musiały wysłać na zwiady Narę i same poszukać ognistego szamana lecąc na Duchu. Mattie zmarszczyła brwi przez sen, który był też wspomnieniem.
***
W pomieszczeniu z obdrapanymi ścianami i betonową podłogą, po której walały się porozrzucane butelki i puszki, po różnych alkoholach, siedziała mała dziewczynka na wysokim taborecie. Machała wesoło nóżkami na których założone miała czarne i przyciasne już adidasach. W rączkach ściskała małą dynię, którą razem z rodzicielką miała scharakteryzować. Lubiła ona tak bardzo rzeźbienie w dyni, iż nie potrzebne jej było Halloween by wystawiać przed próg uśmiechniętą dynie ze świeczką w środku. Jej płomienne włosy miała związane gumkami-recepturkami w dwie króciutkie kitki. Ruda grzywka zasłaniała jej czarne oczy, które ciekawie spoglądały na ojca.
-Tato, gdzie jest mamusia? - spytała i lekko przekrzywiła swoją główkę. Zadało to pytanie już nie po raz pierwszy.
- Daj mi spokój dziecko, nie widzisz, że jestem zajęty?! - warknął na nią ojciec. Zalatywało od niego trunkami i nikotyną. Cały się trząsł, a najbardziej jego ruda głowa osadzona na wychudłej szyi. Majstrował przy kuchence gazowej. Na palniku stał zniszczony garnek z małą ilością barszczu z torebki. W jego głowie pojawił się obraz jego żony, leżącej bezwładnie w wannie. Woda zabarwiona na czerwień pokrywała ją niemalże całkowicie, a na podłodze, nieopodal leżał nóż. Narzędzie zbrodni, całe w krwi. Przywróciło go do rzeczywistości dopiero kolejne pytanie córki.
- Tatusiu, mogę wyjść na dwór? - zapytała już zniecierpliwiona czekaniem na matkę, sześcioletnia Matilda. On nie odpowiedział. Ciszę uznała za pozytywną odpowiedź i wybiegła tylnymi drzwiami na pole. Chwilę przeszła pomiędzy krzakami ziemniaków by dojść do dyń. Ta którą ściskała w rączkach była największa, przez co dziewczynkę rozpierała duma. Odwróciła się by spojrzeć w kierunku domu, który nie znajdował się daleko. I wtedy do jej uszu dotarł huk a jej dom runął tak, jakby był z kart a nie cegieł.
- Tatusiu! - krzyknęła dziewczynka i gnała tak szybko, na ile pozwalały jej krótkie, dziecięce nóżki. Parę razy wywróciła się, ale w rękach wciąż kurczowo trzymała dynię. Gdy dobiegła, widok był przerażający. Z jej domu zostały tylko ruiny. Usiadła niedaleko pod drzewem i zaczęła zanosić się szlochem. Mamy nie widziała od wczorajszego wieczora a tata powinien być w środku. A ona nie chciała wchodzić do płonącego budynku by go szukać. Zbyt się bała by ruszyć się z miejsca. Siedziała w jednym miejscu a łzy płynęły jej po policzkach gdy obok rozwalonego domu, znikąd pojawił się długowłosy chłopczyk, ubrany w jasną połataną pelerynkę i szerokie spodnie. Miał taki sam kolor oczu jak Matilda. Nie mógł być od niej starszy. Podszedł do niej i wyciągnął ku niej małą dłoń.
- Matilda? Mattie! Budź się, jesteśmy już na miejscu! - dziewczyna czuła jak ktoś zaczął nią potrząsać.
- Coo? - zaczęła się budzić i przecierać oczy dłonią.
- Oj wstawaj, nie mamy czasu - ponaglała ją Nikita. - Mamy znaleźć Hao, zapomniałaś? A ty tymczasem śpisz jak zabita! No już już, zbieraj się - gdy ruda rozbudziła się do końca rozejrzała się. Z każdej strony otaczał ją piach, kamienie, piach – tu miła niespodzianka – i kamienie.
- Jak my go znajdziemy? - zapytała Kanna z lekką dezorientacją patrząc we wszystkie strony.
- Po prostu pójdziemy przed siebie - mruknęła Nikki i dziarskim krokiem ruszyła do przodu. Za nią Anna razem z miedzianowłosą lalkarką pod ręką i pozostałe członkinie Hana-Gumi. Chodzenie w piachu, gdy tonie się butami często po kostki nie należy do przyjemnych i lekkich spacerów. Do tego, przed nimi ukazała się wydma na którą zdecydowały się wejść. Kiedy Indianka jako pierwsza znalazła się na samej górze, ujrzała oazę. W tym momencie szamance okropnie zachciało się pić. Ich zapasy wody skończyły się już dawno a temperatura była zdecydowanie wyższa, niż na północy Ameryki.
- Dziewczyny, chcecie się czegoś napić? - zapytała zachrypniętym gardłem, lecz jej towarzyszki zmęczone wdrapaniem się na wydmę, rozwaliły się na piachu i nic nie odpowiedziały.
- Dobra, to ja zejdę do tego gaju palmowego, a wy się rozejrzyjcie - rzuciła w biegu. Szatynka dosłownie przeturlała się ze stromej górki piasku na dół. Podniosła się i zaczęła otrzepywać z wszędobylskiego pyłu. W końcu poddała się i zdjęła swoje zamszowe buty. Były to indiańskie mokasyny za kostkę, ze sznurówkami i z frędzelkami, trochę już podniszczone, ale dziewczyna w życiu nie zamieniłaby ich na żadne inne. Sentyment do korzeni i tak dalej. Doczłapała się do pierwszej palmy i odetchnęła Ruszyła dalej już nie mogąc doczekać się by zwilżyć sobie usta wodą.. Nikita przeszła przez kłodę po daktylowcu i zdębiała.
- Opacho?! - murzynka klęczała obok swojego nieprzytomnego mistrza a jej policzki lekko błyszczały od łez. Przeniosła ona spojrzenie na Indiankę a w jej oczach malował się strach i troska.
- Kim... Kim jesteś? - pomimo trzęsącego się głosu przybrała wrogi wyraz twarzy.
- To nie ważne. Teraz priorytetem jest, by zabrać stąd Hao w odpowiednie miejsce - oświadczyła chłodno Indianka. Chciała podejść do brata, ale niziutka murzynka zagrodziła jej drogę rozkładając przy tym ramiona.
- Odsuń się! - jej głosik przybrał na pewności - nigdzie go nie zabierzesz!
- Czy ty nie rozumiesz, że jeśli go stąd nie zabierzemy, to on umrze?! - tym zdaniem Nikita skutecznie uciszyła Opacho, po czym sprawdziła funkcje życiowe szatyna. Przyłożyła mu swoje ręce do jego klatki piersiowej z zamiarem oddania mu części swojego foryoku.
- Co ty robisz? - spytała podejrzliwie dziewczynka uważnie śledząc poczynania brunetki.
- Chcę mu przekazać trochę mojego foryoku, zanim zabiorę go do Japonii – objaśniła a jej dłonie otoczyła czerwona mgiełka. Następnie kazała murzynce napełnić butelki wody a ta wykonała jej „prośbę”. Chociaż raczej myślała, że robi to dla swojego mistrza, niż tej obcej dziewczyny. Po paru minutach Niki oderwała swoje dłonie od Hao i wzięła bezwładne ciało brata na plecy. Łatwo nie było i z trudem opuściła oazę. Jednak przystanęła na chwilę by zaproponować Opacho, by ta poszła z nią. Jednak tej nie było, co było dziwne, zważając na fakt, iż przed chwilą była gotów bronić mistrza za wszelką cenę. Indianka nie chcąc marnować sił wezwała Ducha Powietrza i to na nim podleciała do wydmy. Dzięki temu, Hao leżał już w jednej pozycji i żadna z dziewczyn nie musiała go dźwigać.
- Hao! - Mattie najszybciej wdrapała się na ducha – o matko, co mu jest? Mam nadzieję, że żyje. Żyje, prawda? A co jeśli nie? On nie może – klękła przy nim i przyłożyła dłonie do ust.
- ZAMKNIJ SIĘ! - Nikita wrzasnęła na lalkarkę - twoje czarnowidztwo mnie dobija! Jak można być takim pesymistą?! On żyje, wyzdrowieje, będzie się miał dobrze, weźmiecie ślub, będziecie mieć gromadkę rudych dzieci i razem się zestarzejecie, jasne?! A teraz siedź cicho bo muszę się skupić! - wkurzona na maksa klapnęła obok Haosia, zamknęła oczy i zaczęła masować sobie skronie. Po chwili wstała i stanęła na ramieniu ducha.
- No, to możemy lecieć - rzekła z promiennym uśmiechem na twarzy.
***
- Jak myślisz, kiedy wrócą? - Tamao zapytała Piriki krojąc czerwoną paprykę. We dwie zgłosiły się do zastąpienia Ryu, podczas gdy on sam wybrał się na przejażdżkę do starych kumpli w Tokio. Wyjechał wczoraj rano, dzień po tym jak zrobił to Lyserg. Zielonowłosy musiał załatwić coś w rodzinnym mieście. Przywódca Beznadziejnych dziś powinien już wrócić. Ostatnimi czasy przez całe dnie siedział w kuchni i obmyślał coraz to nowe przepisy. Nawet zrezygnował ze swojej charakterystycznej fryzurki i ciuchów, na rzecz luźno rozpuszczonych włosów, wojskowych spodni i ciężkich glanów. Jednym słowem, Bokutou no Ryu zmienia styl i dorasta. Gdy Tokageroh pierwszy raz go zobaczył po przemianie, to gdyby mógł zemdleć, pewnie by to zrobił.
- Mam nadzieję, że już niedługo, bo Horo robi się coraz bardziej marniejszy - westchnęła niebiesko włosa - martwię się o niego. Już nawet nie kłóci się z Rennym.
- To chyba dobrze? - Tamamura zeskrobywała z deski kawałki papryki do miski z sałatką, po czym podeszła zerknąć na przepis od Ryu.
- No właśnie, że niedobrze. To były przecież przyjacielskie przekomarzanki - dziewczyna odgarnęła sobie kosmyk włosów za ucho i kontynuowała mielenie mięsa do ryżu.
- Wiesz, podejrzewam, że chodzi o tą Nikitę - wizjonerka zajęła się teraz pomidorami - nie zauważyłaś, jak na nią reaguje? Robi się niezdarny, jąka się i rumieni. - a przecież kto jak kto, ale młodziutka Tamao dobrze wie czym to jest spowodowane z własnego doświadczenia - a teraz pewnie umiera ze strachu o nią. Słyszałam, jak wczoraj chciał się pakować i jechać za nią, ale Ren go ostudził.
- Być może... Ale wiesz, ja bym nawet się ucieszyła, gdyby Nikita też polubiła Horo. Wydała mi się całkiem miła, pomijając ten jej temperament - Pirika odłączyła maszynkę do mielenia i wrzuciła mięcho na rozgrzaną patelnię. Wstawiła też ryż do wody. Dziewczęta kończyły już pracę nad późną kolacją, a do pokoju zaczęli się schodzić domownicy. Ryż już się ugotował, tak samo jak mielonka na patelni, więc panna Usui wyjęła z lodówki sos zrobiony wcześniej przez Ryu i zaczęła porcjować, podczas gdy Tamao roznosiła jedzonko. Kiedy podawała Renowi miskę, ta niespodziewanie wysunęła jej się z rąk, a ona sama gdyby się nie przytrzymała o kant stołu, pewnie by leżała już na podłodze. Jednak kiedy wizja już minęła ona nadal była blada.
- Tamao? - zapytała się zaniepokojona Jun.
- To... to nie możliwe – powiedziała różo-włosa szeptem, odsunęła sobie krzesło i usiadła.
- Tamao, co widziałaś?- spytała Kino, która weszła do kuchni razem zresztą rodziny Asakura. W końcu była to pora obiadu, a takowy jadali wszyscy razem.
- Widziałam... - zaczęła i wzięła głęboki wdech – widziałam Nikitę i Annę wracające na jakimś duchu, mają być za chwilę tylko, że... - tu nie dokończyła ponieważ przerwał jej szaman z północy.
- Tak! - wyrwało się Horo i poderwał się z krzesła ruszając w stronę drzwi. Reszta domowników zignorowała go, czekając aż różowowłosa dokończy.
- Tylko, że razem z nimi były Hana-Gumi oraz... - wizjonerka jęknęła cicho i szeptała do siebie w kółko „to niemożliwe”.
- Co jest niemożliwe, Tamao? - spytał Ren, który już był zirytowany tym, iż dziewczyna nie może się wysłowić.
- Razem z nimi był Hao! - niemalże krzyknęła i opadła na oparcie. W pokoju zapanowała cisza i dało się usłyszeć tykanie zegara.Tak, to jest niemożliwe...myśleli wszyscy tu zebrani. W tym samym momencie łupnęło coś za oknem i rozległ się wyjątkowo znajomy głos:
- Mówiłam wam, żebyście się trzymały! - tym słowom towarzyszył wesoły okrzyk „Nikita!” pochodzący ze strony Horokeu.
Chłopak biegł przed siebie jak szalony, byle by tylko ją zobaczyć. W końcu przyśpieszył i wyszedł na świeże powietrze.
- Nikita! - zaśmiał się, gdy zatrzymał się w miejscu. Spojrzał jej w oczy, a ona patrzyła się na niego jak na wariata.
- Mam cię przytulić, czy co? - wymamrotała. Horokeu w pierwszej chwili nie zrozumiał o co chodzi, ale Nikki wyczytała z jego myśli odpowiedź i ze śmiechem odwzajemniła uścisk. Oniemiały chłopak zerknął przed siebie, ale szybko odwrócił wzrok. W końcu nie codziennie przytula cię dziewczyna twoich marzeń. Po chwili z powrotem popatrzył się przed siebie, jednak teraz nie odwrócił wzroku. Co więcej, skamieniał i nieśmiało wydukał:
- Ni-Nikita? Co się dzieje? - bowiem przed sobą ujrzał wielkiego Ducha Powietrza, Mattie i Annę próbujące podźwignąć nieprzytomnego Hao oraz Marion i Kannę z trudem podnoszące się z ziemi.
- Pierwszy raz zadałeś dobre pytanie Horo – dobiegł zza jego pleców głos Rena.
- Proszę Ren, schowaj tę broń, zaraz Ci wszystko wyjaśnimy, ale – rozpoczęła czarnowłosa.
- Żadnego ale! Czemu przyniosłyście tutaj Hao i jego zwolenników!- krzyknął wysuwając dłoń przed siebie w której trzymał Guan-Dao.
- Ponieważ to pomoże Yoh – donośny, pewny i nieznoszący sprzeciwu głos blondynki doszedł do wszystkich uszu - i teraz radzę łaskawie słuchać wam każdego słowa, bo nie zamierzam tego powtarzać – dokończyła dobitnym głosem i wzięła głęboki wdech. Musiała teraz jak najlepiej i najkrócej wyjaśnić całą tę sytuacje.
Reszta wieczoru upłynęła na wyjaśnieniach, tłumaczeniach i rozmowach. Hao został położony po przeciwnej stronie pokoju, w którym znajdował się Yoh. Na szczęście w rezydencji Asakurów znajduje się wiele wolnych pokoi, dlatego Hana-Gumi również zostały przyjęte pod dach. Po dosyć późnej kolacji wszyscy rozeszli się do pokoi. Jednak mało kto spał. Przyswajali wszystkie informacje oraz próbowali oswoić się z myślą, iż śpią pod jednym dachem razem ze swoimi wrogami.

Brak komentarzy: