Regulamin bloga:

1. Notki zamieszczane będą co tydzień, jeżeli leniwa strona Harushi nie będzie się odzywać.
2. Wszelkie komentarze zawierające wulgaryzmy i spam, będą usuwane.
3. Krytyka, owszem, ale tylko konstruktywna.
4. Jak większość osób piszące f-f o SK, kieruję się anime, ale nie mordujcie, jeżeli wmiesza się co nieco z mangi.
I na końcu, życzę miłej lektury. ;)

sobota, 10 września 2011

3. Wyjazd.

W tę noc Horo spał wyjątkowo źle. Może ta wczorajsza kolacja była niestrawna? Mieszanie kanapek z dżemem truskawkowym i jajkami z majonezem mogło mieć złe skutki... Nieee, to na pewno nie chodziło o jedzenie... Ciągle się wiercił a czasem otwierał oczy by znów je zamknąć i udać się do Krainy Snów. W końcu nad ranem obudziły go ptaszki, które zaczęły wraz ze wschodem słońca ćwierkać, by należycie przywitać nowy dzień. Szaman przeciągnął się w łóżku, po czym spuścił nogi na podłogę i rozejrzał się po zabałaganionym pokoju. Wzrok zatrzymał na oknie. Na niebie pałętał się tylko jeden mały obłoczek. Była to niewątpliwie miła odmiana po paru dniach ulewnych deszczów i silnych wiatrów. W tamte dni od spojrzenia przez okno odechciewało się opuszczania przytulnego i ciepłego łózka. W tym samym momencie Ren niespokojnie poruszył się w pościeli. Czyżby nie tylko Horo miał niespokojną noc? Aby nie obudzić przyjaciela, jak najciszej przeszedł przez pokój i skierował swoje kroki do kuchni. Niewątpliwie obudził się jako pierwszy z całego domostwa, bo z pokoju Ryu i Manty słychać było chrapanie, a zwykle to oni budzili się najwcześniej, aby przygotować coś na śniadanko wygłodniałej gromadce. Tak, taki obrót spraw był wyjątkowy i na pewno nie powtórzy się w najbliższej i tej odległej przyszłości. Horo wszedł do kuchni i spojrzał na kuchenkę. W przeciwieństwie do Ryo on w ogóle nie potrafił gotować. Umiejętność zagotowania wody czy zalanie płatków zimnym mlekiem nie zaliczamy do szczególnych uzdolnień. Jednak w posiadłości Asakurów nie było ani zbożowych płatków ani elektrycznego czajnika. Horo nie za bardzo rozumiał pokrętnej instrukcji jak obsługuje się gazową kuchenkę, więc poszedł po prostu do lodówki. I tu czekała go niemała niespodzianka. Bowiem na pudełku, w którym znajduje się szynka leżała biała kartka. Nie została przyczepiona do lodówki z prostych przyczyn – nie było tutaj żadnych magnesów.
- JAK TO WYJECHAŁY!? - wykrzyknął gdy słowa dotarły do jego mózgu i zostały zrozumiane. Po chwili otrząsnął się z pierwszego szoku, pobiegł do swojego pokoju. Już kompletnie zapomniał o głodzie. Teraz liczyło się już tylko jedno. Gdy stanął nad łóżkiem Rena stwierdził, iż nie chce mu się bezsensownie krzyczeć – w końcu to i tak nie podziała. Bezpardonowo wyjął mu poduszkę spod głowy i zaczął go nią okładać. Efekt natychmiastowy. Ren spod łóżka wyciągnął swoje Guan-Dao i przyłożył zimny metal do szyi swojej „ofiary”, krzycząc.
- Co ci strzeliło do łba, niebieska czapo, żeby budzić mnie o tak nieludzkiej porze?! - wrzasnął i przeniósł swój zaspany wzrok na szamana z północy. Zlośliwy uśmiech przemknął mu przez twarz - Co, twoja dziewczyna zniknęła? - zapytał z kpiną w głosie.
- Skąd wiedziałeś? - Horokeu z ciekawością przyjrzał się złotym tęczówkom – a poza tym, to nie jest moja dziewczyna – westchnął zrezygnowany.
- Ale chciałbyś, by nią była – stwierdził, nie zapytał młody Tao - na serio zniknęła?
- Wyjechała razem z Anną – powiedział Horo szybko i trochę niezrozumiale. Zanim Ren zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, wciśnięto mu w dłoń zgniecioną już kartkę.
Szanowni Państwo Asakurowie i wy, lenie patentowane...
Nie martwcie się o mnie, ani o Nikitę. Musiałyśmy pilnie wyjechać dziś w nocy. Dlaczego? Nie mam czasu teraz tego wyjaśniać. Wszystko będzie jasne gdy wrócimy. Przygotujcie jeden dodatkowy pokój do naszego powrotu – będziemy mieć „gościa”. Pilico, bądź łaskawa dopilnować by mieli co robić podczas naszej nieobecności.  
A. Kyoyama
Gdy Ren skończył czytać wiadomość – z której na dobrą sprawę nic nie wynikało, spojrzał na Harokeu. Wyszli na korytarz i tam spotkali Fausta, Choco oraz Lyserga.
- Czym Horo cię tym razem wkurzył, że tak wrzeszczałeś, Renny? - zapytał nierozbudzony jeszcze Choco, ziewając potężnie i nie zasłaniając przy tym ust dłonią.
- Coś się stało? - zainteresował się Lyserg.
- Sami się przekonajcie – jęknął Horo, a drugi szaman podawał wysokiemu blondynowi pogniecioną kartkę.
-Cóż, Anna postanowiła zrobić sobie krótki urlop – podsumował z anielskim spokojem lekarz. Potem karteluszka wędrowała z rąk do rąk obecnych i żaden nie zareagował tak spokojnie, jak Faust. W tym momencie doszli do nich Ryo i Manta.
- Ale co teraz będzie? - zaniepokoił się blondynek. Przecież to Itako wszystkim zarządzała a i co mogło być tak ważnego, by odeszła od łóżka swojego narzeczonego?
- Nie wiem, mój mały przyjacielu – odpowiedział Ryu - musimy czekać.
***
- Nikki, a tak w ogółem, to na jakie lotnisko jedziemy? - zapytała Anna gdy podróż taksówką dłużyła się.
- Na prywatne lotnisko Wielkiej Rady, rzecz jasna - odpowiedziała dumnie szamanka.
- Co? Ale jak my się tam dostaniemy? Przecież nie należymy do rady - blondynka zaczęła zasypywać przyjaciółkę gradem pytań.
- Anno, rusz głową! Myślisz że nie wpuszczą tam mnie, córki jednego z członków plemienia Patch?
- Ciągle nie mogę się przyzwyczaić, że będziesz moją bratową - Itako westchnęła i spojrzała w okno. Dopiero zaczęło świtać. Gdy wyruszały, zdawało jej się, że jest o wiele później...
- Jak to: bratową? - zdziwiła się Indianka - chyba nie zamierzasz wyjść za Yoh albo za Hao?
- Konkretnie, za Yoh. Obiecał mi to, gdy uratowałam go od duchów, którym coś napyskował - do końca podróży taksówką nie odezwały się do siebie ani słowem. Dopiero gdy usiadły w małej awionetce, Nikita się spytała przyjaciółki:
- Zależy ci na nim, prawda?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - Anna spojrzała na czarnowłosą. Nikki zaczęła robić sobie dwa warkocze, a zważając na długość jej włosów, to raczej dosyć pracochłonne zajęcie. - Może ci pomóc, co?
- Okej - blondynka wydzieliła odpowiednie pasma i zaczęła zaplatać. Awionetka wystartowała i chwilę później szybowała w powietrzu.
- Nikita?
- Tak, Anno?
- Opowiedz mi o swojej rodzinie - poprosiła.
- A co chcesz wiedzieć?
- Nigdy nie wspominałaś o swojej matce. Kim ona jest?
- Ach, to. Kojarzysz Lilirarę? - Indianka skończyła zaplatać i wiązała gumką warkocza.
- To ona powiedziała chłopakom, jak dojść do Patch Village. No, to co z nią? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że... - Kyoyama urwała w połowie zdania.
- Tak, to właśnie chcę powiedzieć. Lilirara jest moją matką -Szamanka dała Annie przyswoić tą informację, po czym kontynuowała - Gdy się urodziłam, rodzice byli szczęśliwi. Tak samo jak Keiko i Mikihisa, gdy się dowiedzieli o bliźniakach. Oboje byli z plemienia Patch, więc nie było problemu z opieką. Babka była na miejscu, a zresztą wszyscy w wiosce chętnie się mną zajmowali. Po czterech latach ojca nie było coraz częściej w domu przez Wielka Radę. Goldva podejrzewała, że niedługo zacznie się Turniej, więc chciała przygotować na to Radę. Byłam wtedy dzieckiem, więc mało pamiętam. Później zaczęło się rozdzielanie szamanów pomiędzy egzaminatorów. Mama z powrotem wyjechała do swojego domu, aby pokazywać podróżnym szamanom, co się wydarzyło 500 lat temu podczas Turnieju. Ale rodzice rozjechali się długo przed Turniejem. Co rok jeździłam do niej na wakacje, ferie i resztę przerw. I wtedy zaczęły się problemy. Zaczęłam mieć wizje we śnie, które mnie nawiedzały co noc. Przez 3 lata pomagałam wiosce unikać wszelkich nieszczęść, ale nie zawsze się to udawało. Czasami nawet te wizje doprowadzały do wypadków. W końcu babka nie wytrzymała i wysłała mnie do Aomori za namową Kino-sama. Potem było fajnie, przez trzy lata się przyjaźniłyśmy. Ale nadeszło reishi. Musiałam wyjechać. Wróciłam do wioski, by potem przez miesiąc żyć w odosobnieniu. Ale powiedziałam sobie: dość. Powoli zaczęłam się przyczajać do myśli pałętających się mi po głowie. Gdy zaczął się Turniej, opuściłam wioskę i udałam się do Patch. W jakimś mieście spotkałam Yoh z przyjaciółmi. Zaczęłam iść za nimi. Nie musiałam ich śledzić, żeby dojść do Patch. Doskonale znam drogę. W międzyczasie poznałam też Hao. Niezmiernie miły typek. Przed pojedynkiem w Sanktuarium miałam wizję, co się wydarzy, więc spokojnie opuściłam Patch. Nie chciałam brać w tym udziału. Byłam w okolicy gdy z Gwiezdnego Sanktuarium przeniosło was na pustynie. Zatrzymałam się u matki. Potem postanowiłam, że odwiedzę braciszka, no i przyjechałam. Resztę już znasz. - po tej historii już nie rozmawiały a Anne zmógł sen. Nikita starała się namierzyć Hao jednak na staraniach się skończyło. Gdy lot dobiegł końca, dziewczyny opuściły lotnisko. Uznały, że przydałoby się zaspokoić głód, przecież z pustym żołądkiem wyruszać gdziekolwiek sensu nie było, więc skierowały się do najbliższego baru. Sama knajpka wyglądała sympatycznie. Na błękitnych ścianach wisiały zdjęcia, jakieś odznaczenia i wycinki gazet oprawiane w ramki. Z białego sufitu zwisały żyrandole, teraz wyłączone. Światło dostawało się przez spore okna. Białe zasłony były odsłonięte i przez złoty sznureczek związane by wyglądały estetycznie. Wszystkie meble były wykonane z ciemnego drewna a kanapy, które znajdowały się na drugim końcu lokalu były obite w biały materiał. Na każdym stole stały szklane, smukłe wazoniki z dwoma goździkami. Jednym białym a drugim czerwonym. Stały też obok wysokie świeczki. Wszystko wyglądało schludnie i czystko. Z głośników wydobywała się spokojna muzyka, nie za głośna by nie przeszkadzała w rozmowach i nie rozpraszała klientów. Do nosów dziewczyn wdzierał się zapach smażonego bekonu. Samą przyjemnością była możliwość zjedzenia tutaj śniadania – oczywiście, jeżeli ceny w menu tej przyjemnej atmosfery nie zepsują... Wtem Nikita stanęła ja wryta wpatrując się przed siebie. Itako spojrzała za jej wzrokiem.  
- Kogo my tu mamy... - powiedziały w tym samym momencie.

Brak komentarzy: