Regulamin bloga:

1. Notki zamieszczane będą co tydzień, jeżeli leniwa strona Harushi nie będzie się odzywać.
2. Wszelkie komentarze zawierające wulgaryzmy i spam, będą usuwane.
3. Krytyka, owszem, ale tylko konstruktywna.
4. Jak większość osób piszące f-f o SK, kieruję się anime, ale nie mordujcie, jeżeli wmiesza się co nieco z mangi.
I na końcu, życzę miłej lektury. ;)

sobota, 10 września 2011

7. Kolejne niespodzianki.


Ohayo! Witam na moim odnowionym blogu i gomene za tak dużą przerwę. Tomo (której serdecznie dziękuję) się za mnie wzięła i jest nowy blog, nowy nagłówek (jestem z niego strasznie dumna ^^) i poprawione rozdziały. Radzę przeczytać opo od nowa, ze względu na delikatne zmiany.  
Miłej lektury. ;>
***

- Opacho?! - Indianka nie mogła uwierzyć własnym oczom. Szybko weszła do pokoju i zasunęła za sobą drzwi. - Jak ty się tu znalazłaś?
- Nikita... Bo... Bo ja nie mogłam zostawić mistrza Hao - wydukała murzynka. Nikki kucnęła, aby być na równi ze swoją rozmówczynią. Mimo, że brunetka do wysokich ludzi nie należała, to i tak buzia Opacho znajdowała się niżej niż jej twarz.
- Doskonale to rozumiem. Nawet się zdziwiłam, dlaczego nie zabrałaś się razem z nami, tylko zostałaś w oazie. Jednak nadal nie otrzymałam odpowiedzi na moje pytanie – w głosie szamanki dało się usłyszeć zniecierpliwienie.
- A-ale ja leciałam z wami... - rzekła cichutko dziewczynka.
- Słucham? - Nikita wytrzeszczyła na nią oczy ze zdziwienia, po czym wstała i rzuciła Opacho podejrzliwe spojrzenie. - Jakim cudem z nami leciałaś, skoro ledwo co wpakowałyśmy tego śpiącego młotka na Ducha Powietrza, a potem... - Nikki zrobiła minę, jakby odkryła obie Ameryki oraz Grenlandię na dokładkę. - Ty spryciulo! - zawołała głośniej z uśmiechem na twarzy.
Reszty czarnoskóra dziewczynka nie musiała tłumaczyć, bo Indianka skojarzyła fakty. Podczas gdy ona musiała wrócić po butelki z wodą do oazy, to widocznie Opacho wdrapała się na Wielkiego Ducha i tak doleciała do Izumo.
- Nikita... Mam nadzieję, że się nie gniewasz... - wymamrotała pod nosem jedenastolatka i usiadła z powrotem na dwuosobowej sofie, na której prawdopodobnie spędziła noc. Przez oparcie przewieszono dwa cienkie koce, a na dwóch fotelach naprzeciwko dokładnie ustawiono kilka ręcznie wyszywanych poduszek, a cały pokój wyglądał jakby czyściej.
- Oczywiście że się nie gniewam, wręcz przeciwnie, cieszę się, że tu jesteś, bo będziesz mi dziś wieczorem potrzebna. A tak na marginesie... Sprzątałaś w nocy? - Indianka, wlepiła wzrok w speszoną dziewczynkę, czym jeszcze bardziej ją zawstydziła.
- T-tak. Bo ja zawsze pomagałam mistrzowi Hao w porządkach – w jej oczach pojawił się smutek.
- Oho, już widzę jakie to były porządki... - mruknęła czarnowłosa pod nosem - ty układałaś wszystkie rzeczy, a Hao się lenił, czyż nie? - kpiła z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
- Nie mów tak o mistrzu Hao! - obruszyła się dziewczynka – on jest najlep...
- Tak, tak, wiem, wszystko wiem, ten leń jest ci najdroższy, najbliższy i tak dalej - Nikita przerwała murzynce w połowie zdania i złapawszy ją za rękę, pociągnęła na taras - ale jeśli teraz nic nie zjesz, to będziemy mieć trupa w domu, a tego bym raczej nie chciała.
***
W kuchni Asakurów panowało codzienne zamieszanie i tłok. Ryu wraz z Mantą zmywali naczynia po śniadaniu, Tamao i Pirika gawędziły między sobą, a Anna swoim zwyczajem rozdzielała zadania chłopakom. Nawet dziewczęta z Drużyny Kwiatu zeszły na najważniejszy posiłek dnia, a teraz przysłuchiwały się rozkazom Itako.
- Ren, ty umyjesz podłogę w holu, a potem zabierzesz się za korytarze razem z Choco. Horo – okna. Tamao i Pirika – pozmiatacie kurz ze wszystkich szafek, półek i innych mebli. Za to wy – tu zwróciła się do Marie i Kanny – wy zmieni...
- Niby dlaczego mamy sprzątać dom z twojego polecenia? - bezpardonowo przerwała jej liderka Hana-Gumi – MY mamy sprzątać ten dom, bo tak każe nam dziewczyna niedoszłego szamana? Słuchamy jedynie rozkazów Hao – mówiła spokojnie wpatrując się w Medium.
- Licz się ze słowami – odpowiedziała zgryźliwie blondynka, nie patrząc na niebieskowłosom.
- Blondi się wkurzyła? - zakpiła blond włosa gotka.
- Zwykła riposta nie równa się furii Anny – w drzwiach od tarasu ukazała się Nikita z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Ubrała się dziś inaczej, niż zazwyczaj. Spodnie w szkocką kratę, czarna bluza z kapturem sięgająca do połowy ud i mitenki z kokardką tworzyły udany zestaw. Długie włosy zostały rozpuszczone, a grzywkę przytrzymywały wsuwki. Dekolt dziewczyny zdobił wisiorek z pacyfką, a na nadgarstki założono bransoletki z rzemyka. Swoje ukochane mokasyny zamieniła na kapcie-króliki. - Wiecie, ja bym wam radziła zabrać się za robotę już teraz, jeśli chcecie szybko skończyć, bo obiad dostaniecie dopiero, jak posprzątacie w domu, a zapewniam, że dziś będzie wyjątkowo smaczny – Nikki puściła oko do naczelnego kucharza.
- Ma się rozumieć – zarys uśmiechu pojawił się na twarzy Ryu.
Tym sposobem Indianka zakończyła sprzeczkę, a kuchnia opustoszała. Chłopcy, z Horo na czele, porzucili swoje wygrzane miejsca na rzecz ciężkiej pracy w postaci mopa, wiadra i ścierki. Dziewczęta z mniejszym zapałem również w końcu ruszyły sprzątać.
- Hej, Mattie! - Anna zwróciła się do wymizerniałej rudaski – chyba nie chcesz w tym stanie sprzątać? Jeszcze byś coś stłukła. Siadaj z powrotem. - rzuciła, starając się zachować obojętny ton głosu. Matilda posłusznie usiadła na swoje miejsce, po czym spojrzała znużona na Indiankę.
- A ty co się tak czaisz? - zmrużyła oczy gdy zagadnęła dziewczynę.
- Ja? Em... Nie to nic takiego - powiedziawszy to, znacząco zerknęła na Ryu i Mantę krzątających się przy zlewozmywaku.
- Ryu, Manta, idźcie pomóc reszcie - zarządziła blondynka. Oni tylko wymienili między sobą zdziwione spojrzenia i wyszli z kuchni zasuwając za sobą drzwi.
- Uff, wreszcie sobie poszli... - odetchnęła z ulgą Nikita - właśnie, nie zgadniecie kogo dziś spotkałam w salonie! - Indianka nagle się ożywiła i przekroczyła próg ciągnąc za rękę niziutką murzynkę. Oczy Matildy zrobiły się duże jak piłeczki pingpongowe. Medium zaś wcześniej wyczuła cudzą obecność.
- J-jak ona się tu dostała? - wydukała lalkarka. Przez kolejne bite dziesięć minut Opacho musiała dokładnie objaśnić, jak doleciała, aż do Izumo niezauważona przez nikogo. W trakcie tłumaczeń, które ciągnęły się niemiłosiernie ciemnoskórej dziewczynce, Nikita zaparzyła sobie herbatę i usiadła po drugiej stronie stołu.
- Posłuchajcie, mam do was prośbę – zaczęła tajemniczym głosem - nie zbliżajcie się do pokoju bliźniaków, dopóki was nie zawołam – odstawiła z cichym odgłosem szklankę na stół.
- Jak to: zawołasz? - Matilda wyprostowała się na krześle - chcesz ich obudzić w tej chwili?
- Oczywiście, że nie. Zrobię to wieczorem - obwieściła i uśmiechnęła się rozbrajająco wzruszając ramionami.
- I cały dzień mamy nie podchodzić do ich pokoju? - Mattie wstała i podparła się rękoma o blat - Cały dzień? Wiesz, jak mi będzie ciężko? - w jej głosie słychać było trochę smutku.
- Wiem. Ale musisz się mnie posłuchać. Inaczej nici z żywych bliźniaków – to zdanie uciszyło lalkarkę i wszystkie próby sprzeciwu. - Radzę wam przejść się na spacer, jest piękna pogoda - Nikita wstała, odstawiła niedopitą herbatę i wyszła z pokoju.
Skierowała się do wyjścia. Rzuciła na odchodnym "wychodzę do sklepu" i pchnęła drzwi. Na dworze wcale nie było ciepło, jak można było sądzić po grzejącym słonku. Wręcz przeciwnie - dął przejmujący wiatr, a od południa na słońce zachodziły chmury. Nikita się tym nie przejęła. Wystarczała jej ciepła bluza i mokasyny, które pospiesznie wciągnęła na nogi. Zarzuciła na głowę kaptur z kocimi uszami, zaciągnęła rękawy z dziurami na kciuki i odnalazła na odtwarzaczu muzyki płytę "A Thousand Suns" Linkin Parku. Wybiegła z rodzinnej posesji i skierowała się do parku, bowiem tamtędy wiódł skrót, o którym dowiedziała się od miejscowych.
Przesłuchała już prawie całą płytę, więc trochę czasu upłynęło, odkąd opuściła ciepłe wnętrze mieszkania. Ni stąd ni zowąd zatrzymała się, bo w jej stronę zmierzał chłopak. Był zdecydowanie wyższy od Nikity, ale rysy twarzy wciąż miał chłopięce. Jego alabastrowa skóra ciekawie kontrastowała z elektryzującymi błękitnymi tęczówkami. Zasłaniała je rozwichrzona grzywka w kolorze dojrzałego zboża, a resztę włosów upięto w króciutką kitkę tuż nad karkiem. Wyróżniał się słonecznym kolorem bluzy wciąganej przez głowę, do której dopasował granatowe dżinsy i trampki przed kostkę.
Blondyn na widok Nikity niezmiernie się ucieszył i przyspieszył kroku, aczkolwiek ona sama nie podzielała jego zachwytu. Wręcz przeciwnie, odwróciła się i skrzyżowała ręce na piersi.
- Nikki, jak ja się cieszę, że cię znalazłem! Żeby cię odnaleźć, musiałem się rozdzielić z Migi - zaśmiał się ale widząc obrażoną minę Nikity, spoważniał - Nikki, coś się stało? - zapytał z troską i lekkim zdezorientowaniem.
- Nic – mruknęła pod nosem i zaczęła przyglądać się swoim paznokciom.
- Przecież widzę, że tak – nie chciał dać za wygraną.
- Nic, naprawdę nic - dziewczyna nie oderwała wzroku od palców. Przecież ta intensywna czerwień tak przyciąga wzrok!
- Nikki – jego cierpliwość się kończyła i obrócił dziewczynę do siebie, zmuszając tym samym, by spojrzała mu w oczy.
- Po prostu przez ciebie czekolady już nie mam! - poskarżyła się, a chłopak wybuchnął śmiechem.
- Zabawna jesteś! - powiedział, gdy się już uspokoił. Poczochrał ją po głowie. - To jest ten twój powód? - ciągle był rozbawiony i z uśmiechem na twarzy przyglądał się Indiance.
- No co, do życia potrzebne są mi tylko trzy rzeczy: tlen, herbata i czekolada. Chociaż, bez tlenu jeszcze dam sobie radę - oświadczyła, po czym usiadła na obdartej ławce, która stała na uboczu parku.
- Czekaj, dlaczego akurat przeze mnie nie masz już czekolady? - blondyn podrapał się po głowie - Oświeć mnie - był zdezorientowany, można było to zobaczyć w jego oczach.
- Przed zakończeniem turnieju zjadłeś mi ostatnie tafelki, a widziałeś, że to była zapasowa, którą byłam zmuszona otworzyć, bo przecież w tej dziurze nie było dobrze zaopatrzonych sklepów - wyjaśniła rozbawionemu blondynowi.
- Miałem ochotę, a skoro ty zawsze masz przy sobie... - wzruszył ramionami i rozłożył dłonie w geście bezradności.
- Hidari, nie miałam czekolady w ustach od zakończenia Turnieju – ton jej głosu wahał się pomiędzy rozpaczą a żalem.
- Żartujesz? - wydukał zdziwiony - no to coś się na to poradzi - ze swojej wielkiej kieszeni w bluzie wyciągnął nie co innego, jak tabliczkę mlecznej czekolady. Nikita wręcz wyrwała mu ją z dłoni, rozerwała opakowanie i wpakowała sobie do ust dwie kostki. W tym samym momencie z bocznej alejki wyłoniła się dziewczyna. Podobieństwo między nią a Hidarim było uderzające: te same oczy i włosy, z tym że były one dłuższe od blondyna, bo sięgały jej do połowy pleców. Nawet ubrali się podobnie. Dziewczyna miała na sobie tego samego koloru bluzę z uszami królika, dżinsy i buty.
- Hidari! - wrzasnęła na oniemiałego chłopaka - trzeba było zadzwonić, że już ją znalazłeś! Szukam was już od godziny! Dziewczyna bezceremonialnie wpakowała się między Nikitę a Hidariego i ułamała kawałek czekolady.
- Migi, wyluzuj. Spotkaliśmy się przed sekundą - powiedziała uspokajającym tonem Nikita - a poza tym, przyniósł mi czekoladę, więc jest dobrze – dodała z rozbrajającym uśmiechem.
- Nikki, przecież wiesz, że to coś strasznie tuczy? - Migi wskazała na kilka pozostałych tafelków.
- W przeciwieństwie do ciebie, mam dobrą przemianę materii i mogę jeść, co zechcę - powiedziała Nikita ze szczerością, po czym włożyła do ust piątą kostkę i zawinęła pozostałe w sreberko. - Koniec, resztę zjem w domu – stwierdziła bardziej do siebie, niż do znajomych.
- Jesteś bardzo miła, wiesz? - żachnęła się dziewczyna i wstała. Zaczęła się rozglądać, jakby kogoś wyczekiwała.
- Migi? Coś się stało? - zapytał Hidari.
- Nic takiego - Migi z przybrała pogodny wyraz twarzy - no, to może powiesz nam, gdzie mieszkasz i co się wydarzyło podczas naszej nieobecności? - zmieniła temat.
- Sporo - Nikita zaczęła opowiadać o przyjeździe do posiadłości Asakurów, o wizji we śnie, o nagłej wycieczce do Death Valley, aż dotarła do dzisiejszego poranka. Rodzeństwo Naka cierpliwie wysłuchało Indianki, jedynie Hidari przewracał oczami, kiedy Nikita wypowiadała imię Hao.
- I ty zamierzasz wybudzić go ze śpiączki, tak? - zirytował się Hidari - nie obraź się, ale to głupi pomysł, delikatnie mówiąc – na pierwszy rzut oka widać było, że nie podobał mu się ten plan.
- Hao może stać się innym człowiekiem - powiedziała Nikita - chcę żeby bliźniacy lepiej się poznali. Hidari, nie krzyw się tak, ja cię bardzo proszę - dodała pospiesznie, widząc minę blondyna - czy nie czujesz, że to znowu się wydarzy? Trzeba ich na to przygotować – dokończyła patrząc w jego niebieskie tęczówki.
- Niestety, ale też tak czuję – westchnął zrezygnowany i pokręcił głową.
- Na razie nie warto się tym przejmować. Mają czas - rzekła Migi.

6. Hurricane

Słońce powoli wschodziło, wspinając się po szarym firmamencie. Natura budziła się do życia a małe pisklęta domagały się jedzonka od swoich zapracowanych rodziców. Czarny kot zaczął przeciągać się, stojąc na zewnętrznej stronie parapetu okna pokoju Horo i Rena. Usui jeszcze grzecznie chrapał w swoim łóżeczku, zaś złotooki obudził się stosunkowo niedawno. Teraz siedział z podkulonymi nogami na parapecie i wpatrywał się w życiodajną gwiazdę. Godzina na zegarku elektronicznym wskazywała szóstą dwadzieścia jeden, czyli normalny czas na wschód we wrześniu. Z rozmyślań Renny'ego wyrwał głos współlokatora.
- Wiesz, Ren, miałem dziś bardzo dziwny sen - rzekł Horo podkładając sobie ręce pod niebieskie włosy. Miał on wciąż zamknięte oczy. - Śniło mi się, że cudna siostra Yoh wyjechała razem z Anną ratować Hao...
- Kretynie, to się zdarzyło naprawdę – zirytował się Ren i zeskoczył z parapetu. Bez słowa wyszedł z pokoju a szaman z północy z powrotem już zasnął.
Tao w kuchni zastał Nikitę w jej bordowych spodniach od dresu, biało-czarnej bluzce i w drewnianych japonkach. popijała jak zwykle swoją ulubioną zieloną herbatę i czytała jakiś opasły tom.
- Dzień dobry, Ren - przywitała go, nie odrywając wzroku od tekstu.
- Wcześnie wstajesz – odrzekł zamiast powitania i wziął z lodówki mleko.
- Ty również - nie patrzyła na chłopaka i przewróciła jedną stronicę.
Ren otworzył butelkę i stanął przy lodówce. Przez chwilę kątem oka przyglądał się Nikicie. Nie mógł zrozumieć, co też Horo w niej widzi. Zwykła szamanka, która jest zapatrzona w siebie i uważa się za lepszą od wszystkich innych, bo ma wizje, Ducha Powietrza i umie czytać w myślach.
- Musisz się tak na mnie gapić? - zirytowała się - rozumiem, że nie przypadłam ci do gustu, ale mógłbyś się trochę pohamować. Dzięki Reishi, wiem o tobie więcej niż myślisz – dodała.
- Co czytasz? - zapytał wymijająco Ren, jakby słowa Nikity w ogóle do niego nie dotarły.
- Nic, co mogło by cię zainteresować – mruknęła pod nosem i zamaszystym ruchem zamknęła książkę. Wstała od stołu. - Nie mogę się skupić, nie mogę się skupić.... - mamrotała, gdy minęła w drzwiach Ryu i Mantę.
- Co jej powiedziałeś, że aż stąd wybiegła? - zaciekawił się szaman.
- Nic, co mogło by cię zainteresować - odburknął, nieświadomie powtarzając słowa Nikity. Tymczasem Ryu i Manta zabrali się za robienie śniadania dla reszty przyjaciół. Jajka na bekonie, grzanki i herbata to standardowe menu. Po chwili do kuchni napatoczyli się Horo i Chocolove z mokrymi głowami, a zaraz po nich wkroczyła rozgniewana Anna z Piriką i Tamao po bokach. Dziewczęta usiadły na swoich miejscach, a gdy Manta podawał śniadanie chłopakom, chciał spytać, czemu mają mokre głowy, jednak gdy otworzył już usta gdy stał przy niebiesko-włosym, ten mu przewał.
- Lepiej nie pytaj - westchnął i wymownie spojrzał na Annę. To wystarczyło blondynowi, by wszystko zrozumieć. Pokiwał głową i ze współczuciem spojrzał na swoich przyjaciół.
- Gdzie jest reszta? - zapytała Pilica, pochylona nad talerzem.
- Faust zwykle wstaje najwcześniej, zjada śniadanie i idzie na spacer z Elizą - wtrąciła nieśmiało Tamao, tłumacząc nieobecność medyka.
- A Mattie, Marie i Kanna jeszcze śpią. Przyda im się - wyjaśniła Anna.
- Nie ma też Nikki. Nie widziałem jej dziś - stwierdził zaniepokojony Horo. - Ktoś ją dziś widział?
 - Podejrzewam, że siedzi na tarasie, mój przyjacielu. Minąłem się z nią w drzwiach, wydawała się rozjuszona. Więcej informacji udzieli ci Ren, bo on był z nią w kuchni - rzekł Ryu, a Tao wyglądał tak jakby w ogóle nic nie słyszał i w spokoju zjadał swoje śniadanie.
- Ren? - spytał niepewnie Horo. Nigdy nie wiadomo, co takiego złotooki może powiedzieć...
- Przyszedłem wypić szklankę mleka, Nikita czytała jakąś wielką książkę, ja się spytałem co czyta, a ona wyszła z kuchni, ot co. - wyjaśnił monotonnym tonem głosu i ziewnął, sugerując przez to, że takie streszczanie poranka, jest niezwykle nużące.
- Może jest głodna... - mruknął pod nosem Horo, wziął nową porcję i popędził na taras. Gdy doszedł do wejścia, ujrzał Nikitę siedzącą po turecku na podłodze i masującą sobie skronie, a przed nią leżała owa księga i pusty kubek po herbacie.
- Nikita? - zapytał niepewnym głosem, zastanawiając się, czy aby na pewno nie przeszkadza.
- O, witaj Horo - przywitała wesołym głosem, po czym zamknęła książkę. Widać było, że przed chwilą intensywnie o czymś myślała. O czymś, co musi nastąpić. - Chcesz usiąść?
 Niebiesko-włosy chętnie przystał na tą propozycję i usadowił się obok Indianki. Podał jej tackę z jedzeniem, za co ona mu podziękowała. On zaczął się jej przyglądać. Wyglądała pięknie nawet w rozciągniętym dresie i znoszonym topie. Długie włosy dziewczyny były rozrzucone po całej podłodze, a policzki zaróżowiły się od wiatru. Jej czarne oczy ciekawie wpatrywały się w drugą parę czarnych oczu.  
- Horo, czy mógłbyś się rozpływać nad moją urodą kiedy indziej? Nie powiem, to bardzo przyjemne uczucie, ale mam dziś bardzo ważne zadanie do zrobienia - zaśmiała się i odwróciła wzrok. Przed nią rozciągał się piękny krajobraz. Na pierwszym planie rosły pojedyncze drzewka wiśniowe, a między nimi płyną mały potoczek ciągnący się do kaskad lodowatej wody spadających z wysokiego urwiska.
- Przepraszam, zapomniałem się - bąknął zmieszany i podrapał się z po głowie.
- Nic się nie stało. Jak dla mnie, mógłbyś tak sobie rozmyślać nawet częściej - Nikita uśmiechnęła się łobuzersko. - Ale nie dziś – dodała i wgryzła się w grzankę.
- A co masz dziś takiego ważnego do zrobienia? - Horokeu odwzajemnił uśmiech.
- No na przykład muszę poskładać do kupy dusze i umysły moich braci, a żeby się do tego zabrać muszę być skoncentrowana i spokojna, jak Anna przy 1080 koralach. Wiesz, o co mi chodzi, prawda? - upewniła się i nie czekając na odpowiedź, kontynuowała. - Więc idę tak, jak ona wtedy oczyścić się ze wszystkich trosk do wodospadu. Raz już składałam duszę, więc wiem, że to zadanie piekielnie trudne. Ledwo ten szaman uszedł z życiem, o mnie nie wspominając. Nie, na wyjaśnienia jeszcze nie czas, Horo - powiedziała uprzedzając pytanie. - Ale obiecuję, że kiedyś wszystko ci opowiem. Obiecuję. - dodała wycierając dłonie w chustkę.
Puściła do szamana perskie oko i zaczęła zbierać się do wyjścia, gdy Horokeu odezwał się do niej:
- Nikki?
- Tak? - dziewczyna odwróciła się w drzwiach. Chłopak wstał i podszedł do niej.
- Wracaj szybko. - powiedział gdy zrównał się z nią. Był od niej wyższy, ona sięgała mu mniej więcej do nosa.
- Jasne - Nikita uśmiechnęła się do chłopaka. Skierowała się do swojego pokoju, w którym czekała na nią Anna.
- Idziesz do wodospadu - stwierdziła Itako.
- Tak. Inaczej zrobię im krzywdę - szamanka migiem przebrała się w tradycyjne kimono i wybiegła z pomieszczenia.
***
Nikita klęczała pod zimnym strumieniem wody. Nie czuła jednak już przejmującego zimna, ani ogromnego bólu. Jej wszystkie troski odeszły, jak ręką odjął. Jednak łatwo nie było dojść do tak wysokiego skupienia i spokoju. Walka z chłodem była niemałym wyzwaniem dla jej umysłu i ciała.
Nagle otworzyła oczy a jej źrenice zmalały. Dziewczyna wstała i złożyła ręce jak do modlitwy. Z powrotem opuściła powieki. Indianka była gotowa, jak nigdy wcześniej. Wiedziała, że dziś jej się uda. Już nigdy więcej nikogo nie skrzywdzi. Nikogo. A zwłaszcza nikogo ze swojej rodziny i przyjaciół. Szamanka wyszła spod wody i odetchnęła świeżym, jesiennym powietrzem. Wytarła się i powolnym krokiem wracała do domu, nie przejmując się chłodem, jaki odczuwała. Jedynie trochę szczękała zębami.
Gdy doszła do domu, szybko znalazła się w swoim pokoju. Wzięła suszarkę i wysuszyła włosy. Ostatnie co chciała, to przeziębić się przez mokrą głowę. W pewnym momencie wyszła z pokoju i przechadzała się korytarzami. Pod koniec swojego spaceru przechodziła obok pustego salonu, gdy odezwał się cichutki głosik:
 - Nikita-sama? - Indianka skamieniała i energicznie się odwróciła.
- Opacho?!

5. Death Valley.

Dziewczęta szybowały wśród obłoków już na tyle długo by móc się zdrzemnąć. Annie nie przeszkadzało to, iż Mattie śpi oparta na jej ramieniu. Połączyła je tęsknota za ważnymi dla nich osobami i strach o ich życie. Blondynka powiedziała sobie: dość. Przecież nie może wiecznie żyć na pół etatu i zachowywać się tak, jakby Yoh nie był w śpiączce tylko już umarł. Dlatego jej charakter wracał do normy. Jednak Matilda, która dopiero dowiedziała się o stanie Hao, znajdowała się w głębokiej rozpaczy. Bo co bez niego by robiła na tym świecie? Nieważne, że on może utracić swoją moc, zmienić swój światopogląd. Ważne jest tylko to, aby żył. Bo gdyby nie... Ma jeszcze Kannę i Marie, ale to nie to samo. Bez Hao pozostanie to puste miejsce w jej sercu, którego przyjaźń dziewczyn nie będzie w stanie zapełnić. Kanna i Marie sprawiały wrażenie, jakby bardziej martwiły się o Mattie niż o stan Hao. W końcu on zawsze wychodził cało z opresji. A ich przyjaciółka nie zachowywała się normalnie. Nigdy bowiem nie widziały jej w tak złej kondycji. Zawsze wesoła, żywa i potrafiąca przygadać dziewoja ze złowieszczym błyskiem w oczach zmieniła się w zdołowaną i zapłakaną dziewczynę z cieniami pod czarnymi oczami z posklejanymi rzęsami od perłowych łez. Ale teraz, gdy spała, wydawała się taka spokojna. Matilda poruszyła się niespokojnie we śnie, a Nikita westchnęła. Wiedziała, jak się teraz czuła członkini Hana-Gumi i nie życzyła tego nikomu. Sama miała wzgląd w jej myśli, odczucia i samo to, było bolesne. Nie pozwalało to jej się skupić nad szczegółowym położeniem brata. Ona również okropnie martwiła się tym, że on może nie żyć. Miała go okazję poznać i widziała, jak dwie dusze się gryzą: jego własna i Wielkiego Złego. Niestety, większą część zajęła ta druga, ale Haosiowa dusza też się czasem odzywała. To było często wtedy, kiedy zbierał sobie kompanów. Tworzyło to tak udany miszmasz, że pierwowzór Asakury nie miał nic przeciwko temu. Najgorzej było w nocy. Często miewał koszmary, a jeśli ich nie miał, dręczyło go poczucie winy. I to tak wielkie, jakiego nikt nigdy nie miał. Nikki skierowała Ducha Powietrza na Kalifornię. Niedługo miały być na terenie Death Valley, a ona nadal nie ma pojęcia, gdzie konkretnie może przebywać osłabiony Hao. Jeśli powie że nie wie, Mattie i Anna pogrążą się w depresji, a bratu coraz bliżej do nieistnienia. Trudno, będą musiały wysłać na zwiady Narę i same poszukać ognistego szamana lecąc na Duchu. Mattie zmarszczyła brwi przez sen, który był też wspomnieniem.
***
W pomieszczeniu z obdrapanymi ścianami i betonową podłogą, po której walały się porozrzucane butelki i puszki, po różnych alkoholach, siedziała mała dziewczynka na wysokim taborecie. Machała wesoło nóżkami na których założone miała czarne i przyciasne już adidasach. W rączkach ściskała małą dynię, którą razem z rodzicielką miała scharakteryzować. Lubiła ona tak bardzo rzeźbienie w dyni, iż nie potrzebne jej było Halloween by wystawiać przed próg uśmiechniętą dynie ze świeczką w środku. Jej płomienne włosy miała związane gumkami-recepturkami w dwie króciutkie kitki. Ruda grzywka zasłaniała jej czarne oczy, które ciekawie spoglądały na ojca.
-Tato, gdzie jest mamusia? - spytała i lekko przekrzywiła swoją główkę. Zadało to pytanie już nie po raz pierwszy.
- Daj mi spokój dziecko, nie widzisz, że jestem zajęty?! - warknął na nią ojciec. Zalatywało od niego trunkami i nikotyną. Cały się trząsł, a najbardziej jego ruda głowa osadzona na wychudłej szyi. Majstrował przy kuchence gazowej. Na palniku stał zniszczony garnek z małą ilością barszczu z torebki. W jego głowie pojawił się obraz jego żony, leżącej bezwładnie w wannie. Woda zabarwiona na czerwień pokrywała ją niemalże całkowicie, a na podłodze, nieopodal leżał nóż. Narzędzie zbrodni, całe w krwi. Przywróciło go do rzeczywistości dopiero kolejne pytanie córki.
- Tatusiu, mogę wyjść na dwór? - zapytała już zniecierpliwiona czekaniem na matkę, sześcioletnia Matilda. On nie odpowiedział. Ciszę uznała za pozytywną odpowiedź i wybiegła tylnymi drzwiami na pole. Chwilę przeszła pomiędzy krzakami ziemniaków by dojść do dyń. Ta którą ściskała w rączkach była największa, przez co dziewczynkę rozpierała duma. Odwróciła się by spojrzeć w kierunku domu, który nie znajdował się daleko. I wtedy do jej uszu dotarł huk a jej dom runął tak, jakby był z kart a nie cegieł.
- Tatusiu! - krzyknęła dziewczynka i gnała tak szybko, na ile pozwalały jej krótkie, dziecięce nóżki. Parę razy wywróciła się, ale w rękach wciąż kurczowo trzymała dynię. Gdy dobiegła, widok był przerażający. Z jej domu zostały tylko ruiny. Usiadła niedaleko pod drzewem i zaczęła zanosić się szlochem. Mamy nie widziała od wczorajszego wieczora a tata powinien być w środku. A ona nie chciała wchodzić do płonącego budynku by go szukać. Zbyt się bała by ruszyć się z miejsca. Siedziała w jednym miejscu a łzy płynęły jej po policzkach gdy obok rozwalonego domu, znikąd pojawił się długowłosy chłopczyk, ubrany w jasną połataną pelerynkę i szerokie spodnie. Miał taki sam kolor oczu jak Matilda. Nie mógł być od niej starszy. Podszedł do niej i wyciągnął ku niej małą dłoń.
- Matilda? Mattie! Budź się, jesteśmy już na miejscu! - dziewczyna czuła jak ktoś zaczął nią potrząsać.
- Coo? - zaczęła się budzić i przecierać oczy dłonią.
- Oj wstawaj, nie mamy czasu - ponaglała ją Nikita. - Mamy znaleźć Hao, zapomniałaś? A ty tymczasem śpisz jak zabita! No już już, zbieraj się - gdy ruda rozbudziła się do końca rozejrzała się. Z każdej strony otaczał ją piach, kamienie, piach – tu miła niespodzianka – i kamienie.
- Jak my go znajdziemy? - zapytała Kanna z lekką dezorientacją patrząc we wszystkie strony.
- Po prostu pójdziemy przed siebie - mruknęła Nikki i dziarskim krokiem ruszyła do przodu. Za nią Anna razem z miedzianowłosą lalkarką pod ręką i pozostałe członkinie Hana-Gumi. Chodzenie w piachu, gdy tonie się butami często po kostki nie należy do przyjemnych i lekkich spacerów. Do tego, przed nimi ukazała się wydma na którą zdecydowały się wejść. Kiedy Indianka jako pierwsza znalazła się na samej górze, ujrzała oazę. W tym momencie szamance okropnie zachciało się pić. Ich zapasy wody skończyły się już dawno a temperatura była zdecydowanie wyższa, niż na północy Ameryki.
- Dziewczyny, chcecie się czegoś napić? - zapytała zachrypniętym gardłem, lecz jej towarzyszki zmęczone wdrapaniem się na wydmę, rozwaliły się na piachu i nic nie odpowiedziały.
- Dobra, to ja zejdę do tego gaju palmowego, a wy się rozejrzyjcie - rzuciła w biegu. Szatynka dosłownie przeturlała się ze stromej górki piasku na dół. Podniosła się i zaczęła otrzepywać z wszędobylskiego pyłu. W końcu poddała się i zdjęła swoje zamszowe buty. Były to indiańskie mokasyny za kostkę, ze sznurówkami i z frędzelkami, trochę już podniszczone, ale dziewczyna w życiu nie zamieniłaby ich na żadne inne. Sentyment do korzeni i tak dalej. Doczłapała się do pierwszej palmy i odetchnęła Ruszyła dalej już nie mogąc doczekać się by zwilżyć sobie usta wodą.. Nikita przeszła przez kłodę po daktylowcu i zdębiała.
- Opacho?! - murzynka klęczała obok swojego nieprzytomnego mistrza a jej policzki lekko błyszczały od łez. Przeniosła ona spojrzenie na Indiankę a w jej oczach malował się strach i troska.
- Kim... Kim jesteś? - pomimo trzęsącego się głosu przybrała wrogi wyraz twarzy.
- To nie ważne. Teraz priorytetem jest, by zabrać stąd Hao w odpowiednie miejsce - oświadczyła chłodno Indianka. Chciała podejść do brata, ale niziutka murzynka zagrodziła jej drogę rozkładając przy tym ramiona.
- Odsuń się! - jej głosik przybrał na pewności - nigdzie go nie zabierzesz!
- Czy ty nie rozumiesz, że jeśli go stąd nie zabierzemy, to on umrze?! - tym zdaniem Nikita skutecznie uciszyła Opacho, po czym sprawdziła funkcje życiowe szatyna. Przyłożyła mu swoje ręce do jego klatki piersiowej z zamiarem oddania mu części swojego foryoku.
- Co ty robisz? - spytała podejrzliwie dziewczynka uważnie śledząc poczynania brunetki.
- Chcę mu przekazać trochę mojego foryoku, zanim zabiorę go do Japonii – objaśniła a jej dłonie otoczyła czerwona mgiełka. Następnie kazała murzynce napełnić butelki wody a ta wykonała jej „prośbę”. Chociaż raczej myślała, że robi to dla swojego mistrza, niż tej obcej dziewczyny. Po paru minutach Niki oderwała swoje dłonie od Hao i wzięła bezwładne ciało brata na plecy. Łatwo nie było i z trudem opuściła oazę. Jednak przystanęła na chwilę by zaproponować Opacho, by ta poszła z nią. Jednak tej nie było, co było dziwne, zważając na fakt, iż przed chwilą była gotów bronić mistrza za wszelką cenę. Indianka nie chcąc marnować sił wezwała Ducha Powietrza i to na nim podleciała do wydmy. Dzięki temu, Hao leżał już w jednej pozycji i żadna z dziewczyn nie musiała go dźwigać.
- Hao! - Mattie najszybciej wdrapała się na ducha – o matko, co mu jest? Mam nadzieję, że żyje. Żyje, prawda? A co jeśli nie? On nie może – klękła przy nim i przyłożyła dłonie do ust.
- ZAMKNIJ SIĘ! - Nikita wrzasnęła na lalkarkę - twoje czarnowidztwo mnie dobija! Jak można być takim pesymistą?! On żyje, wyzdrowieje, będzie się miał dobrze, weźmiecie ślub, będziecie mieć gromadkę rudych dzieci i razem się zestarzejecie, jasne?! A teraz siedź cicho bo muszę się skupić! - wkurzona na maksa klapnęła obok Haosia, zamknęła oczy i zaczęła masować sobie skronie. Po chwili wstała i stanęła na ramieniu ducha.
- No, to możemy lecieć - rzekła z promiennym uśmiechem na twarzy.
***
- Jak myślisz, kiedy wrócą? - Tamao zapytała Piriki krojąc czerwoną paprykę. We dwie zgłosiły się do zastąpienia Ryu, podczas gdy on sam wybrał się na przejażdżkę do starych kumpli w Tokio. Wyjechał wczoraj rano, dzień po tym jak zrobił to Lyserg. Zielonowłosy musiał załatwić coś w rodzinnym mieście. Przywódca Beznadziejnych dziś powinien już wrócić. Ostatnimi czasy przez całe dnie siedział w kuchni i obmyślał coraz to nowe przepisy. Nawet zrezygnował ze swojej charakterystycznej fryzurki i ciuchów, na rzecz luźno rozpuszczonych włosów, wojskowych spodni i ciężkich glanów. Jednym słowem, Bokutou no Ryu zmienia styl i dorasta. Gdy Tokageroh pierwszy raz go zobaczył po przemianie, to gdyby mógł zemdleć, pewnie by to zrobił.
- Mam nadzieję, że już niedługo, bo Horo robi się coraz bardziej marniejszy - westchnęła niebiesko włosa - martwię się o niego. Już nawet nie kłóci się z Rennym.
- To chyba dobrze? - Tamamura zeskrobywała z deski kawałki papryki do miski z sałatką, po czym podeszła zerknąć na przepis od Ryu.
- No właśnie, że niedobrze. To były przecież przyjacielskie przekomarzanki - dziewczyna odgarnęła sobie kosmyk włosów za ucho i kontynuowała mielenie mięsa do ryżu.
- Wiesz, podejrzewam, że chodzi o tą Nikitę - wizjonerka zajęła się teraz pomidorami - nie zauważyłaś, jak na nią reaguje? Robi się niezdarny, jąka się i rumieni. - a przecież kto jak kto, ale młodziutka Tamao dobrze wie czym to jest spowodowane z własnego doświadczenia - a teraz pewnie umiera ze strachu o nią. Słyszałam, jak wczoraj chciał się pakować i jechać za nią, ale Ren go ostudził.
- Być może... Ale wiesz, ja bym nawet się ucieszyła, gdyby Nikita też polubiła Horo. Wydała mi się całkiem miła, pomijając ten jej temperament - Pirika odłączyła maszynkę do mielenia i wrzuciła mięcho na rozgrzaną patelnię. Wstawiła też ryż do wody. Dziewczęta kończyły już pracę nad późną kolacją, a do pokoju zaczęli się schodzić domownicy. Ryż już się ugotował, tak samo jak mielonka na patelni, więc panna Usui wyjęła z lodówki sos zrobiony wcześniej przez Ryu i zaczęła porcjować, podczas gdy Tamao roznosiła jedzonko. Kiedy podawała Renowi miskę, ta niespodziewanie wysunęła jej się z rąk, a ona sama gdyby się nie przytrzymała o kant stołu, pewnie by leżała już na podłodze. Jednak kiedy wizja już minęła ona nadal była blada.
- Tamao? - zapytała się zaniepokojona Jun.
- To... to nie możliwe – powiedziała różo-włosa szeptem, odsunęła sobie krzesło i usiadła.
- Tamao, co widziałaś?- spytała Kino, która weszła do kuchni razem zresztą rodziny Asakura. W końcu była to pora obiadu, a takowy jadali wszyscy razem.
- Widziałam... - zaczęła i wzięła głęboki wdech – widziałam Nikitę i Annę wracające na jakimś duchu, mają być za chwilę tylko, że... - tu nie dokończyła ponieważ przerwał jej szaman z północy.
- Tak! - wyrwało się Horo i poderwał się z krzesła ruszając w stronę drzwi. Reszta domowników zignorowała go, czekając aż różowowłosa dokończy.
- Tylko, że razem z nimi były Hana-Gumi oraz... - wizjonerka jęknęła cicho i szeptała do siebie w kółko „to niemożliwe”.
- Co jest niemożliwe, Tamao? - spytał Ren, który już był zirytowany tym, iż dziewczyna nie może się wysłowić.
- Razem z nimi był Hao! - niemalże krzyknęła i opadła na oparcie. W pokoju zapanowała cisza i dało się usłyszeć tykanie zegara.Tak, to jest niemożliwe...myśleli wszyscy tu zebrani. W tym samym momencie łupnęło coś za oknem i rozległ się wyjątkowo znajomy głos:
- Mówiłam wam, żebyście się trzymały! - tym słowom towarzyszył wesoły okrzyk „Nikita!” pochodzący ze strony Horokeu.
Chłopak biegł przed siebie jak szalony, byle by tylko ją zobaczyć. W końcu przyśpieszył i wyszedł na świeże powietrze.
- Nikita! - zaśmiał się, gdy zatrzymał się w miejscu. Spojrzał jej w oczy, a ona patrzyła się na niego jak na wariata.
- Mam cię przytulić, czy co? - wymamrotała. Horokeu w pierwszej chwili nie zrozumiał o co chodzi, ale Nikki wyczytała z jego myśli odpowiedź i ze śmiechem odwzajemniła uścisk. Oniemiały chłopak zerknął przed siebie, ale szybko odwrócił wzrok. W końcu nie codziennie przytula cię dziewczyna twoich marzeń. Po chwili z powrotem popatrzył się przed siebie, jednak teraz nie odwrócił wzroku. Co więcej, skamieniał i nieśmiało wydukał:
- Ni-Nikita? Co się dzieje? - bowiem przed sobą ujrzał wielkiego Ducha Powietrza, Mattie i Annę próbujące podźwignąć nieprzytomnego Hao oraz Marion i Kannę z trudem podnoszące się z ziemi.
- Pierwszy raz zadałeś dobre pytanie Horo – dobiegł zza jego pleców głos Rena.
- Proszę Ren, schowaj tę broń, zaraz Ci wszystko wyjaśnimy, ale – rozpoczęła czarnowłosa.
- Żadnego ale! Czemu przyniosłyście tutaj Hao i jego zwolenników!- krzyknął wysuwając dłoń przed siebie w której trzymał Guan-Dao.
- Ponieważ to pomoże Yoh – donośny, pewny i nieznoszący sprzeciwu głos blondynki doszedł do wszystkich uszu - i teraz radzę łaskawie słuchać wam każdego słowa, bo nie zamierzam tego powtarzać – dokończyła dobitnym głosem i wzięła głęboki wdech. Musiała teraz jak najlepiej i najkrócej wyjaśnić całą tę sytuacje.
Reszta wieczoru upłynęła na wyjaśnieniach, tłumaczeniach i rozmowach. Hao został położony po przeciwnej stronie pokoju, w którym znajdował się Yoh. Na szczęście w rezydencji Asakurów znajduje się wiele wolnych pokoi, dlatego Hana-Gumi również zostały przyjęte pod dach. Po dosyć późnej kolacji wszyscy rozeszli się do pokoi. Jednak mało kto spał. Przyswajali wszystkie informacje oraz próbowali oswoić się z myślą, iż śpią pod jednym dachem razem ze swoimi wrogami.

4. Nothing Else Matters.

- Kogo my tu mamy... - powiedziały w tym samym momencie wbijając swój wzrok w plecy trzech dziewczyn. Owe szamanki znane były jako Hana-Gumi. Czując na sobie czyjś wzrok obróciły się na krzesłach. Nikita zmierzyła wzrokiem wszystkie nastolatki, tak same jak uczyniły to one. Jednak jej wzrok zatrzymał się na rudowłosej. Między ich spojrzeniami można było zobaczyć wręcz pioruny ciskane między sobą. Po chwili dziewczyny stały z sobą twarzą w twarz. Niebiesko-włosa i blondynka, jak również i Anna nie zorientowały się jeszcze, czemu takie napięcie panuje między Mattie a Indianką. Jednak po chwili wszystko się wyjaśniło. Obie szamanki ubrane były niemal identycznie. Ogrodniczki założone na ciemny T-shirt i buty za kostkę.
- Lepiej wyjdźcie na dwór - odezwał się barman o niepokojąco znajomym głosie. Nic dziwnego, iż uprzedzał fakty. Dziewczyny ściskały już swoje dłonie na broniach. Najwyraźniej cała kłótnia pod tytułem „Czemu podrabiasz mój styl?” odbywa się między ich spojrzeniami. Czasami słowa są zbędne...
- Karim? - zdziwiła się Kyoyama. Nie wiedziała, że Indianim prowadził więcej niż jedną knajpkę.
- To co, wyjdziecie na zewnątrz, czy zmierzacie zdemolować lokal? - zirytował się szaman. Odnawianie całego wystroju będzie go kosztować fortunę!
Drużyna Hana-Gumi, Nikita, Anna i kilku gapiów wyszło na zewnątrz. Nikita automatycznie skierowała swoje kroki na piaszczyste wzniesienie. Matilda i cała reszta podreptali za szamanką. Zdjęła z pleców skórzany plecak i wypuściła Narę z jej 'nagrobka'.
- Ach, jak fajnie rozprostować kości - samurajka zaczęła się przeciągać z małym uśmiechem błąkającym się na jej twarzy.
- Ty nie masz kości - zauważyła sarkastycznie Nikita przy tym samym wyginając palce.
- Widzę, że jesteś nie w humorze.
- Nikt nie będzie mi zarzucał podrabiania czyichś ciuchów- mruknęła poprawiając sobie bandanę z wzorem jej plemienia.
- Wyrazy współczucia dla tej, z którą będziesz walczyć – powiedział jej duch stróż ze złośliwym uśmiechem na twarzy.
- Poplecznikom Wielkiego Złego się nie współczuje - oświadczyła chłodno czarnowłosa.
- Rozumiem – w czasie tej rozmowy, wokół dziewczyn zaczęła się zbierać grupka gapiów. Ostatnio dało się słyszeć narzekania, na nudę i brak ciekawych zdarzeń. Nawet w barze zrobiono sobie małą przerwę by oderwać się trochę od realiów dnia codziennego.
- Karim? - szamanka znacząco spojrzała na przyjaciela ojca.
- Dobra, mogę nadzorować - westchnął zrezygnowanym głosem i staną pomiędzy nią a rudowłosą..
- Przydałoby się ustalić zasady - odezwała się Nikita - no to może tak, jak w I rundzie Turnieju. Dopóki któraś z nas nie straci całego foryoku, a jestem pewna, że to będziesz ty.
- Chciałabyś - odparowała Matilda wyciągając przed siebie swoją lalkę.
- Start! - do ich uszu doszedł krzyk sędziego. Lalkarka wykonała pierwszy ruch i zaatakowała, zanim ktokolwiek zareagował.
- Latarenko, Rozdarcie Halloween! - krzyknęła do swojego ducha.
- Jakie dziecinne zagrania - Nikita zakpiła ze swojej przeciwniczki. - Nara, do dzirytu!
Jej włócznia, mimo kontroli ducha, nie błyszczała od foryoku, tylko wyglądała jak podwójne medium. Zmieniła kolor grotu na bordowy a rękojeści na biały i cały oszczep powiększył się parokrotnie.
Mattie uśmiechała się pod nosem. Ta cała szamanka nawet nie próbuje się bronić! Prościzna. Jednakże z chmary pyłu pozostałym po uderzeniu gotki wyłoniła się uśmiechnięta od ucha do ucha Nikki z przerzuconą przez ramię dzidą.
- No i co się śmiejesz jak głupi do sera? To była dopiero rozgrzewka - wycedziła przez zaciśnięte zęby Matilda.
- O nie, teraz moja kolej, koleżanko - powiedziała pewnym głosem czarnowłosa i ruszyła na rywalkę. - Nara, Atak Wojenny!
Naparła na Latarenkę, która całą swoją siłą próbowała zablokować uderzenie.
- Tylko na tyle was stać? - spytała z chytrym uśmieszkiem, po czym naparła z większą siłą na kościotrupa z głową dyni. Siła, z jaką Indianka podjęła atak odrzuciła na kilkanaście metrów ducha stróża jej wroga.
- Latarenko, Tornado Halloween! - ryknęła lalkarka. - Teraz!
To takie proste. Miałam nadzieję, że się czegoś nauczyła, pomyślała czarnowłosa, po czym wykonała kontratak.
- Nara, Łuk Śmierci! - wykonała zamach bordowym dzirytem i uderzyła. Dwie siły naparły na siebie, aż w końcu atak Indianki przedarł się przez Tornado i walnął w Latarenkę. Matti zaklęła pod nosem.
- Latarenko, Wielka Kontrola Ducha!
- Niczego się nauczyłaś z tego, co mówił do was Yoh? - zapytała Nikita wyciągając rękę z bronią do przodu.. Ruda lalkarka znieruchomiała.
- Skąd wiesz, co nam powiedział Yoh?
- To bardzo proste. Mam wizje i zobaczyłam was oraz mojego brata - wyjaśniła ze spokojem.
- Brata?! - jej emocje można było wyczytać jak z przejrzystej ulotki – była zszokowna.
- Dokładniej, ciotecznego. Ale wiesz, może skończmy już tą walkę i pogadamy później, nudzi mi się - ziewnęła Nikita.
- Jestem za - powiedziała Matilda. Wykonała 100% foryoku - Latarenko, Pożeracz!
- Nara, gotowa? - samurajka kiwnęła głową - Strzała Otchłani!
Gdy obie siły spotkały się na środku wzniesienia, wszystkich obecnych poraziło oślepiające światło, które po chwili znikło. Przez małą fale uderzeniową pojedyncze ziarenka piachu podniosły się i uderzały w skórę gapiów, lekki ich kując. Gdy wszystko było już wyraźne wiadomo było kto wygrał. Karim ogłosił zwycięstwo Nikity. Rudowłosa opadła na kolana ze spuszczoną głową, a uśmiechnięta Indianka stała wciąż z prawie całym furyoku.
- Ale.. Ale.. Ale dlaczego.. Przecież robiłam, jak uczył Hao... - szeptała wstając na nogi.
- To nie Hao was przez cały czas uczył - rzekła szatynka podchodząc do rudowłosej i przyjaźnie się uśmiechając.
- Nie wiesz chyba co mówisz – powiedziała Kanna sarkastycznie a za jej plecami pojawił się Ashcroft. Marie pokiwała a w ramionach jak zwykle trzymała Chucka.
- Możemy im to wytłumaczyć, Nikki - odezwała się Anna podchodząc do grupy szamanek.
-Czyli Hao można uratować – uradowała się rudowłosa. Tak, to ona najbardziej ucieszyła się na tę wiadomość. Każdy widoczny milimetr jej twarzy opanował szeroki uśmiech.
- Tak, ale jeżeli coś nie wyjdzie tak jak powinno... – szepnęła czarnowłosa z troską patrząc przed siebie. Jednak nie dokończyła swojej myśli.
-Jak to: nie tak jak powinno? - przeraziła się Mattie.
- Och, normalnie. Gdy Yoh wypędził z ciała Hao Wielkiego Złego, obaj pogrążyli się w śpiączce. A jeśli Hao się wykrwawi czy ktoś go zaatakuje w tak złym stanie to żaden się nigdy nie obudzi - wyjaśniła Nikki.
W tym czasie Anna podeszła do przyjaciółki i szepnęła:
- Naprawdę jeśli Hao zginie, to Yoh by się nie obudził? - zapytała łamiącym się głosem.
- Jest taka możliwość, ale to oczywiste że Yoh się obudzi - czarnowłosa przytuliła ją, po czym wypuściła. - Chociaż nie jestem pewna, czy nadal będzie miał duszę w nienaruszonym stanie.. Ale teraz nie myśl o tej spr... - wzrok Indianki stał się nieprzytomny i gdyby Anna jej nie przytrzymała, pewnie już leżałaby na ziemi.
- Nikita? Nikki? Co się dzieje? - przeraziła się blondynka, a Hana-Gumi stały sparaliżowane parę metrów dalej. Po kilkunastu męczących sekundach odezwała się, ale jej wzrok był ciągle nieobecny.
- Mamy coraz mniej czasu.. Musimy działać.. Hao traci siły. Fizyczne i psychiczne. Jeśli się nie pospieszymy, możemy zastać go martwego... - mówiła, jakby była w transie.
- NIE! - wrzasnęła ruda Gotka. - Musimy go odnaleźć!
- Skąd wiesz, że z nami pójdziecie? - spytała się przebiegle Itako.
- Musimy tam iść, nie rozumiesz? On jest dla mnie bardzo ważny i gdyby go zabrakło.. - zawiesiła głos, a jej oczy się zaszkliły. Spuściła głowę, aby nie było widać jej łez. Szczerych łez.
- Wiem, co czujesz - odrzekła Medium i znienacka przytuliła Matildę, która wtuliła się w Annę. I w ten sposób dwie połączone w bólu istoty przestały być śmiertelnymi wrogami.
Tymczasem pozostałe dwie członkinie drużyny Kwiatu popatrzyły na siebie znacząco, po czym przeniosły wzrok na Nikki.
- Wiesz gdzie jest? - Marie spytała się przytomnej już brunetki.
- Sprawdzę to - odrzekła, po czym usiadła po turecku na piaszczystym gruncie i rozejrzała się dookoła. Całej scenie przyglądali się ludzie, którzy mieli nadzieję zobaczyć dobrą szamańską walkę, a tymczasem zobaczyli skrawek jakieś płaczliwej telenoweli. Cóż, los lubi płatać figle i sprawiać, by obrót spraw był nie do odgadnięcia.
- A wy czego tak stoicie?! - ofuknęła ich dziewczyna. - Już do środka!
Tłumek potulnie skierował się do baru Karima.
- Nareszcie święty spokój - westchnęła. - Co to ja miałam... Ach, no tak - zamknęła oczy i skupiła się. Na jej policzkach widać było cienie jej długich rzęs. Po niecałych dwóch minutach, wiedziała, gdzie może znajdować się jej braciszek.
- Musimy iść na południe, do Death Valley. - oświadczyła.
- Przecież to okropnie daleko! - zdziwiła się Mattie, która wyzwoliła się już z uścisku Anny. - Jak my się tam dostaniemy?
- Nie doceniasz mnie - oznajmiła Indianka.
- Co masz na myśli? - zapytała podejrzliwie niebiesko-włosa.
- Polecimy tam na Duchu Powietrza! - zaśmiała się Nikki otrzepując piasek z dłoni.
- CO? - zdumiała się Kanna.
- Normalnie. Skoro Hao ma Ducha Ognia, to ja sobie przygarnęłam Ducha Powietrza - zakomunikowała szamanka.
- Czym ona nas jeszcze zaskoczy.. - westchnęła Itako i pokręciła głową.
W tym samym czasie Indianka pstryknęła palcami, a sekundę później stała na ramieniu wielkiego Ducha Powietrza. Wyglądał prawie tak samo jak Duch Ognia, tylko świecił się jasnym odcieniem niebieskiego.
Dziewczynom z Hana-Gumi na chwilę zaparło dech w piersiach, ale Anna przyzwyczaiła się już, że przyjaciółka często czymś zaskakuje.
- No to co, włazicie, czy sama mam po niego lecieć? - spytała ironicznie Nikita. Pierwsza ruszyła blondynka, a za nią Matilda, Kanna i Marie. Chwilę potem śpieszyły ratować kogoś, kto już miał być przecież stracony. O ironio losu, jeszcze niedawno pragnęłam jego natychmiastowej śmieci... Śmiała się w głowie Anna. Tak, życie to jednak wielka niespodzianka. Kto wie co mogą spotkać jeszcze a swojej drodze?

3. Wyjazd.

W tę noc Horo spał wyjątkowo źle. Może ta wczorajsza kolacja była niestrawna? Mieszanie kanapek z dżemem truskawkowym i jajkami z majonezem mogło mieć złe skutki... Nieee, to na pewno nie chodziło o jedzenie... Ciągle się wiercił a czasem otwierał oczy by znów je zamknąć i udać się do Krainy Snów. W końcu nad ranem obudziły go ptaszki, które zaczęły wraz ze wschodem słońca ćwierkać, by należycie przywitać nowy dzień. Szaman przeciągnął się w łóżku, po czym spuścił nogi na podłogę i rozejrzał się po zabałaganionym pokoju. Wzrok zatrzymał na oknie. Na niebie pałętał się tylko jeden mały obłoczek. Była to niewątpliwie miła odmiana po paru dniach ulewnych deszczów i silnych wiatrów. W tamte dni od spojrzenia przez okno odechciewało się opuszczania przytulnego i ciepłego łózka. W tym samym momencie Ren niespokojnie poruszył się w pościeli. Czyżby nie tylko Horo miał niespokojną noc? Aby nie obudzić przyjaciela, jak najciszej przeszedł przez pokój i skierował swoje kroki do kuchni. Niewątpliwie obudził się jako pierwszy z całego domostwa, bo z pokoju Ryu i Manty słychać było chrapanie, a zwykle to oni budzili się najwcześniej, aby przygotować coś na śniadanko wygłodniałej gromadce. Tak, taki obrót spraw był wyjątkowy i na pewno nie powtórzy się w najbliższej i tej odległej przyszłości. Horo wszedł do kuchni i spojrzał na kuchenkę. W przeciwieństwie do Ryo on w ogóle nie potrafił gotować. Umiejętność zagotowania wody czy zalanie płatków zimnym mlekiem nie zaliczamy do szczególnych uzdolnień. Jednak w posiadłości Asakurów nie było ani zbożowych płatków ani elektrycznego czajnika. Horo nie za bardzo rozumiał pokrętnej instrukcji jak obsługuje się gazową kuchenkę, więc poszedł po prostu do lodówki. I tu czekała go niemała niespodzianka. Bowiem na pudełku, w którym znajduje się szynka leżała biała kartka. Nie została przyczepiona do lodówki z prostych przyczyn – nie było tutaj żadnych magnesów.
- JAK TO WYJECHAŁY!? - wykrzyknął gdy słowa dotarły do jego mózgu i zostały zrozumiane. Po chwili otrząsnął się z pierwszego szoku, pobiegł do swojego pokoju. Już kompletnie zapomniał o głodzie. Teraz liczyło się już tylko jedno. Gdy stanął nad łóżkiem Rena stwierdził, iż nie chce mu się bezsensownie krzyczeć – w końcu to i tak nie podziała. Bezpardonowo wyjął mu poduszkę spod głowy i zaczął go nią okładać. Efekt natychmiastowy. Ren spod łóżka wyciągnął swoje Guan-Dao i przyłożył zimny metal do szyi swojej „ofiary”, krzycząc.
- Co ci strzeliło do łba, niebieska czapo, żeby budzić mnie o tak nieludzkiej porze?! - wrzasnął i przeniósł swój zaspany wzrok na szamana z północy. Zlośliwy uśmiech przemknął mu przez twarz - Co, twoja dziewczyna zniknęła? - zapytał z kpiną w głosie.
- Skąd wiedziałeś? - Horokeu z ciekawością przyjrzał się złotym tęczówkom – a poza tym, to nie jest moja dziewczyna – westchnął zrezygnowany.
- Ale chciałbyś, by nią była – stwierdził, nie zapytał młody Tao - na serio zniknęła?
- Wyjechała razem z Anną – powiedział Horo szybko i trochę niezrozumiale. Zanim Ren zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, wciśnięto mu w dłoń zgniecioną już kartkę.
Szanowni Państwo Asakurowie i wy, lenie patentowane...
Nie martwcie się o mnie, ani o Nikitę. Musiałyśmy pilnie wyjechać dziś w nocy. Dlaczego? Nie mam czasu teraz tego wyjaśniać. Wszystko będzie jasne gdy wrócimy. Przygotujcie jeden dodatkowy pokój do naszego powrotu – będziemy mieć „gościa”. Pilico, bądź łaskawa dopilnować by mieli co robić podczas naszej nieobecności.  
A. Kyoyama
Gdy Ren skończył czytać wiadomość – z której na dobrą sprawę nic nie wynikało, spojrzał na Harokeu. Wyszli na korytarz i tam spotkali Fausta, Choco oraz Lyserga.
- Czym Horo cię tym razem wkurzył, że tak wrzeszczałeś, Renny? - zapytał nierozbudzony jeszcze Choco, ziewając potężnie i nie zasłaniając przy tym ust dłonią.
- Coś się stało? - zainteresował się Lyserg.
- Sami się przekonajcie – jęknął Horo, a drugi szaman podawał wysokiemu blondynowi pogniecioną kartkę.
-Cóż, Anna postanowiła zrobić sobie krótki urlop – podsumował z anielskim spokojem lekarz. Potem karteluszka wędrowała z rąk do rąk obecnych i żaden nie zareagował tak spokojnie, jak Faust. W tym momencie doszli do nich Ryo i Manta.
- Ale co teraz będzie? - zaniepokoił się blondynek. Przecież to Itako wszystkim zarządzała a i co mogło być tak ważnego, by odeszła od łóżka swojego narzeczonego?
- Nie wiem, mój mały przyjacielu – odpowiedział Ryu - musimy czekać.
***
- Nikki, a tak w ogółem, to na jakie lotnisko jedziemy? - zapytała Anna gdy podróż taksówką dłużyła się.
- Na prywatne lotnisko Wielkiej Rady, rzecz jasna - odpowiedziała dumnie szamanka.
- Co? Ale jak my się tam dostaniemy? Przecież nie należymy do rady - blondynka zaczęła zasypywać przyjaciółkę gradem pytań.
- Anno, rusz głową! Myślisz że nie wpuszczą tam mnie, córki jednego z członków plemienia Patch?
- Ciągle nie mogę się przyzwyczaić, że będziesz moją bratową - Itako westchnęła i spojrzała w okno. Dopiero zaczęło świtać. Gdy wyruszały, zdawało jej się, że jest o wiele później...
- Jak to: bratową? - zdziwiła się Indianka - chyba nie zamierzasz wyjść za Yoh albo za Hao?
- Konkretnie, za Yoh. Obiecał mi to, gdy uratowałam go od duchów, którym coś napyskował - do końca podróży taksówką nie odezwały się do siebie ani słowem. Dopiero gdy usiadły w małej awionetce, Nikita się spytała przyjaciółki:
- Zależy ci na nim, prawda?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - Anna spojrzała na czarnowłosą. Nikki zaczęła robić sobie dwa warkocze, a zważając na długość jej włosów, to raczej dosyć pracochłonne zajęcie. - Może ci pomóc, co?
- Okej - blondynka wydzieliła odpowiednie pasma i zaczęła zaplatać. Awionetka wystartowała i chwilę później szybowała w powietrzu.
- Nikita?
- Tak, Anno?
- Opowiedz mi o swojej rodzinie - poprosiła.
- A co chcesz wiedzieć?
- Nigdy nie wspominałaś o swojej matce. Kim ona jest?
- Ach, to. Kojarzysz Lilirarę? - Indianka skończyła zaplatać i wiązała gumką warkocza.
- To ona powiedziała chłopakom, jak dojść do Patch Village. No, to co z nią? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że... - Kyoyama urwała w połowie zdania.
- Tak, to właśnie chcę powiedzieć. Lilirara jest moją matką -Szamanka dała Annie przyswoić tą informację, po czym kontynuowała - Gdy się urodziłam, rodzice byli szczęśliwi. Tak samo jak Keiko i Mikihisa, gdy się dowiedzieli o bliźniakach. Oboje byli z plemienia Patch, więc nie było problemu z opieką. Babka była na miejscu, a zresztą wszyscy w wiosce chętnie się mną zajmowali. Po czterech latach ojca nie było coraz częściej w domu przez Wielka Radę. Goldva podejrzewała, że niedługo zacznie się Turniej, więc chciała przygotować na to Radę. Byłam wtedy dzieckiem, więc mało pamiętam. Później zaczęło się rozdzielanie szamanów pomiędzy egzaminatorów. Mama z powrotem wyjechała do swojego domu, aby pokazywać podróżnym szamanom, co się wydarzyło 500 lat temu podczas Turnieju. Ale rodzice rozjechali się długo przed Turniejem. Co rok jeździłam do niej na wakacje, ferie i resztę przerw. I wtedy zaczęły się problemy. Zaczęłam mieć wizje we śnie, które mnie nawiedzały co noc. Przez 3 lata pomagałam wiosce unikać wszelkich nieszczęść, ale nie zawsze się to udawało. Czasami nawet te wizje doprowadzały do wypadków. W końcu babka nie wytrzymała i wysłała mnie do Aomori za namową Kino-sama. Potem było fajnie, przez trzy lata się przyjaźniłyśmy. Ale nadeszło reishi. Musiałam wyjechać. Wróciłam do wioski, by potem przez miesiąc żyć w odosobnieniu. Ale powiedziałam sobie: dość. Powoli zaczęłam się przyczajać do myśli pałętających się mi po głowie. Gdy zaczął się Turniej, opuściłam wioskę i udałam się do Patch. W jakimś mieście spotkałam Yoh z przyjaciółmi. Zaczęłam iść za nimi. Nie musiałam ich śledzić, żeby dojść do Patch. Doskonale znam drogę. W międzyczasie poznałam też Hao. Niezmiernie miły typek. Przed pojedynkiem w Sanktuarium miałam wizję, co się wydarzy, więc spokojnie opuściłam Patch. Nie chciałam brać w tym udziału. Byłam w okolicy gdy z Gwiezdnego Sanktuarium przeniosło was na pustynie. Zatrzymałam się u matki. Potem postanowiłam, że odwiedzę braciszka, no i przyjechałam. Resztę już znasz. - po tej historii już nie rozmawiały a Anne zmógł sen. Nikita starała się namierzyć Hao jednak na staraniach się skończyło. Gdy lot dobiegł końca, dziewczyny opuściły lotnisko. Uznały, że przydałoby się zaspokoić głód, przecież z pustym żołądkiem wyruszać gdziekolwiek sensu nie było, więc skierowały się do najbliższego baru. Sama knajpka wyglądała sympatycznie. Na błękitnych ścianach wisiały zdjęcia, jakieś odznaczenia i wycinki gazet oprawiane w ramki. Z białego sufitu zwisały żyrandole, teraz wyłączone. Światło dostawało się przez spore okna. Białe zasłony były odsłonięte i przez złoty sznureczek związane by wyglądały estetycznie. Wszystkie meble były wykonane z ciemnego drewna a kanapy, które znajdowały się na drugim końcu lokalu były obite w biały materiał. Na każdym stole stały szklane, smukłe wazoniki z dwoma goździkami. Jednym białym a drugim czerwonym. Stały też obok wysokie świeczki. Wszystko wyglądało schludnie i czystko. Z głośników wydobywała się spokojna muzyka, nie za głośna by nie przeszkadzała w rozmowach i nie rozpraszała klientów. Do nosów dziewczyn wdzierał się zapach smażonego bekonu. Samą przyjemnością była możliwość zjedzenia tutaj śniadania – oczywiście, jeżeli ceny w menu tej przyjemnej atmosfery nie zepsują... Wtem Nikita stanęła ja wryta wpatrując się przed siebie. Itako spojrzała za jej wzrokiem.  
- Kogo my tu mamy... - powiedziały w tym samym momencie.

2. Nowe nadzieje.

Słońce chyliło się ku ziemi, zachodząc i tym samym, powiadamiając o końcu kolejnego dnia śpiączki Yoh Asakury. Nadzieja jego przyjaciół była jak płomień świeczki na zimnym wietrze. W każdej chwili mogła zgasnąć i zniknąć. Jednak ich dom odwiedziła nowa osoba. Czy miała ona pomóc przetrwać ich wierze, w rychły powrót optymizmu szatyna? Miała być tym kloszem, który miał ochronić płomień przed wiatrem, jednak przy okazji go nie gasząc?

Itako wstała i poprowadziła Nikitę do salonu. Panował tam typowo japoński wystrój: herbaciane ściany, na nich zostały zawieszone wiekowe samurajskie miecze, a w gablocie błyszczało kilka cennych porcelanowych serwisów do herbaty. Na boku ustawiono stolik z krzesłami z drzewa wiśniowego. Na owym stoliku stał czajniczek z dwiema filiżankami do kompletu wykonany z chińskiej porcelany z wzorem niebieskich kwiatów. Po przeciwnej stronie pokoju było wyjście na wielki taras okalający cały budynek.
Anna parzyła herbatę, podczas gdy Nikita zajęła się podziwianiem samurajskich mieczy.
- One musiały przetrwać wieki… - odezwała się szatynka.
- Tak, jak najbardziej. Jednego z nich używał Hao tysiąc lat temu. Każdy z nich przechodzi z ojca na syna, przez wszystkie pokolenia - wyjaśniła Medium – Mikihisa ich nie używa, ponieważ jego medium to pióra ale chciał je dać bliźniakom. Obiecał to sobie już przed ich narodzinami. Niestety, jeden już nie żyje, a i nie wiadomo, czy drugi kiedykolwiek się obudzi… Faust już nie wie co dolega Yoh. Na początku miało być to spowodowane nadmiarem foryoku, ale teraz...- do oczu dziewczyny napłynęły łzy.
Nikita podeszła do przyjaciółki i mocno ją przytuliła. Stały tak, aż Itako wypłakała wszystkie swoje żale.
- Pamiętaj, nie wolno ci w ten sposób myśleć, jasne? On się obudzi, słyszysz? Obudzi się! – szamanka gorączkowo zaczęła ją uspokajać – a teraz idź i doprowadź się do porządku, okej? Nie możesz się tak ludziom pokazywać! - Kyoyama powoli powlokła się do łazienki nie odzywając się słowem. Po chwili pojawiła się z powrotem w pokoju, już całkowicie spokojna. Zastała Nikitę wpatrującą się w okno, zamyśloną
– O czym chciałaś ze mną porozmawiać? - spytała i podeszła do Indianki.
- Anno, czy nigdy nie zastanawiałaś się, kim są moi rodzice? – zapytała znienacka. Blondynka zaniemówiła. Tak, zawsze ją to interesowało, ale nigdy nie zastanawiała się nad tym dłużej. W końcu nie miały wtedy więcej niż 10 lat – albo, dlaczego przyjechałam akurat do Izumo, do posiadłości Asakurów?
Nikicie odpowiedziało milczenie.
- Czy nigdy cię nie zastanawiało to, że jestem podobna do Yoh? – ciągnęła. Faktycznie, trochę była. Te same czarne oczy, podobny zarys kości policzkowych ale jej włosy były ciemniejsze – Anno, to nie przypadek. Jestem z rodu Asakura, przez co jestem spokrewniona z Yoh. Można nawet powiedzieć, że jestem jego siostrą...
Blondynkę wbiło w ziemię. Nigdy nie przypuszczała, że Nikita może być rodziną szatyna, a tym bardziej aż tak bliską. To wydawało się tak absurdalne, jak Ryu bez żelu na włosach, czy współczujący Ren.
- Czemu nie powiedziałaś tego wcześniej? – Anna była w głębokim szoku.
- Bo nikt nie pytał – odburknęła szatynka.
- Jesteś jego cioteczną siostrą? – zapytała po chwili Itako przyswajając nowo poznane informacje. Brunetka przytaknęła.
- Czyli jesteś córką…
- Silvy, do usług – dokończyła Indianka szczerząc się jak mysz do sera. Odeszła od parapetu i podeszła do drugiego końca pokoju. Jednym zamaszystym gestem otworzyła drzwi. Do pokoju wpadli szamani zaliczając bliskie spotkanie z podłogą.
- Podsłuchiwaliście – stwierdziła Itako podchodząc do Indianki. Reishi było czasem bardzo przydatną umiejętnością, jeżeli nauczyło się z niej korzystać.
Reszta wieczoru upłynęła na przedstawianiu Nikity reszcie przyjaciół i rodzinie Yoh. Kino przyjęła szamankę bardzo serdecznie, podobnie jak Keiko, Yomei i Mikihisa. Matka Yoh była nią zachwycona. Za namową żony, dziadek oświadczył jej, że będzie mieszkać w jednym pokoju z Anną, czym obie niezmiernie się ucieszyły.
***
Wszystko co widziała było takie realistyczne. Brunet leżący na piasku. Dziewczyna czuła ciepło jakie od niego biło. Wiatr lekko hulający po oazie pogrążonej w blasku księżyca. Hao… Hao i jego słaby głos… szeptał cicho lekko zachrypniętym tonem. Dziewczyna słuchała jak mówił a z każdym słowem przerażenie i smutek rosły w niej i odmalowywały się na jej twarzy... Po chwili grymas bólu wykrzywił jego twarz, krzyk dotarł do jej uszu... Potem nastało oślepiające światło, które pochłonęło wszystko i wszystkich...
- Nikita! Nikki! Obudź się! – Anna z niepokojem głosie budziła przyjaciółkę trzęsąc ją za ramiona.
- Hao… - wyszeptała gdy poderwała się do siadu. Jej oczy wpatrywały się w Itako z przerażeniem.
- Nie martw się, on nie żyje, nie zagraża ludzkości – dziewczyna mocno przytuliła nie do końca jeszcze przytomną Indiankę.
- Nie! Musimy mu pomóc, nie rozumiesz? Musimy! – szamanka wyślizgnęła się z uścisku.
- Nikki, co ty wygadujesz? Przecież on chciał zniszczyć ludzkość! – obruszyła się blondynka.
- Ty nic nie rozumiesz! Nic nie wiesz! Nie masz pojęcia, jak cierpiał on i jego dusza! Nikt nic nie wiedział! Nawet Yoh nic nie podejrzewał! – krzyknęła długowłosa – Są połówkami jednej i tej samej duszy, przez co reinkarnacja Wielkiego Złego nie przebiegła tak jak miała! Wybrał pierwszego syna Asakurów i połączył się z cząstką nieśmiertelnej duszy Hao! A teraz, po pojedynku dusza Hao jest rozdarta, przez co i Yoh to odczuwa!
 Po tych słowach Nikita zerwała się z łóżka jak oparzona i Anna również zerwała się na nogi. W rezydencji w Izumo po dziewczynach została tylko kartka, przylepiona do lodówki.